środa, 26 stycznia 2011

Romus, a moze raczej Roman?


U Romka bardzo duzo zmian w bardzo krotkim czasie. Zlosci sie! Potrafi juz, tak jak calkiem duze dziecko, okazywac zlosc i niezadowolenie. Nie jest to zaden niemowlecy placz, a takie zwykle (znane juz nam z wczesniejszych modeli) wyginanie sie i wrzaski. Najczesciej powodem frustracji jest niemoznosc dosiegniecia klawiatury komputerowej :-)
Romek tez zaczal sie... wstydzic. Gdy sie mu zagladnie gleboko w oczy, to maly odwraca wzrok i wtula sie we mnie. Zawstydzic moga obce osoby, ale tez tata, gdy wieczorem wraca z pracy.
Duza zmiana jes tez sposob bawienia sie. Zabawki to juz nie tylko ciekawe gryzaki, ale tez przedmioty sluzace czemus i wydajace dzwieki. I tak na przyklad auto jezdzi po podlodze i robi bruuum, a rakieta unosi sie w gorze i robi ssss. Dzwieki nasladowane przez Romka sa jeszcze malo rozpoznawalne, najczesciej zblizone do syczenia, ale juz widac, ze zaczela sie nauka przez nasladowanie. Najczesciej obserwowani sa rodzice i Ninka, z ktora Romek ma niezla jak na swoj wiek komitywe. Emisia raczej jest ta siostra, ktora caluje i "opiekuje sie", Nina zazwyczaj rozsmiesza.
Romek nadal cwiczy nogi. Na wiosne przydadza sie prawdziwe buty!

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Sens



Dzien dzisiejszy przyniosl mi duzo radosci i takiej ogolnej pewnosci zwiazanej z macierzynstwem. To, jak Ninka daje sobie rade w przedszkolu jest dla mnie dowodem, ze warto i ze warto wlasnie tak, jak robie, ze dobra ide droga. Ze te wszystkie lata spedzone z dziecmi w domu nie ida na marne.

Nina codziennie wychodzi po zajeciach zadowolona, podekscytowana, opowiada mi co robila i juz przy drzwiach krzyczy "mamusiu, dzisiaj tez bylo fajnie!"

Jestem wiec zupelnie spokojna o nia i - co tu duzo kryc - dumna!


A tu juz zdjecie pamiatkowe z imprezy urodzinowej przyjaciolki Emilki, Zosi. Oto szesciolatki w trakcie jedzenia urodzinowego tortu:



piątek, 21 stycznia 2011

Chce wszystko!



(zdjecie z komorki, sorki za jakosc)
Romek nad ranem. Wszedl do szafki w kuchni. Jest teraz na etapie "chce wszystko!" i zdaje sie, ze realizuje go calkiem dobrze... Wlazi wszedzie, wszystko je (np. dzis probowal papier toaletowy), wszystko otwiera i probuje, testuje, sprawdza. Urwanie glowy z tym malym eksperymentatorem. Non stop trzeba przy nim byc i miec generalnie oczy dookola glowy. Najlepiej byloby miec ich 2 pary lub wiecej.
A teraz spi i:
1. spi w swoim wlasnym lozeczku
2. sam usnal; bez cycka, bez placzu, ze wychodze z pokoju.
SUKCES.
Mamy piekny dzien. Slonce juz 3 dzien z rzedu, zwariowac mozna :-)

czwartek, 20 stycznia 2011











Ninki poczatki przedszkolne wypadaja lepiej niz bym sie tego spodziewala. Liczylam sie z mozliwoscia kilku placzliwych dni, z tym, ze mala bedzie drazliwa, zmeczona, smutna, zamknieta w sobie itp i ze niechetnie bedzie rano wychodzic z domu. Nic z tych rzeczy! Nina mowi nam o swoich uczuciach (boje sie, nie chce sama), ale po chwili "zapomina" o lekach i ochoczo uczestniczy w zajeciach przedszkolnych. Panie twierdza, ze jest ona otwarta, ze bawi sie i stara robic wszystko tak jak inne dzieci (podglada je, bo przeciez sama nie zna jeszcze angielskiego, wiec nie rozumie na zajeciach nic). Zauwazylam ciekawa rzecz: Nina opowiada o przedszkolu chetnie i duzo. W przeciwienstwie do Emi zasypuje mnie opowiesciami z przedszkola, mnostwem szczegolow i widze, ze jest dumna i podekscytowana tym, ze ma wlasne kolezanki, wlasne "panie" i ze jest taka samodzielna. Jest rowniez zywo zainteresowana jezykiem angielskim. Gdy jedziemy autem i sluchamy radia (jedyna taka okazja, bo w domu jakos radio sie nie "przyjelo" jak do tej pory), to Nina bez przerwy pyta o slowa piosenek. Wylapuje refreny i kaze sobie tlumaczyc. I co najsmieszniejsze: czesc z nich zapamietuje i potem podspiewuje ukladajac klocki w domu, albo bawiac sie z Romkiem i Emilka.
Romek, zwany "panem Buleczka" z racji okraglych policzkow, staje przy meblach i cwiczy bez opamietania przysiady. Nawet w wannie stoi!


poniedziałek, 17 stycznia 2011

Dzis

Wedlug relacji taty: Ninka weszla do przedszkola podekscytowana, wszystko chciala mu pokazac (tu komputer, tu ksiazeczki, ubikacja, szafka, sztalugi...). Ani nawet nie zamruczala, gdy wychodzil - przybila piatke i pobiegla grac.
Pierwsze samodzielne chwile w przedszkolu za nia. Zdaje sie, ze jest bardzo dobrze!
Ja natomiast nie wiem co robic w domu TYLKO z jednym dzieckiem... Czuje sie wrecz jakbym byla zupelnie sama. Odzwyczailam sie juz od takich sytuacji :-)

czwartek, 13 stycznia 2011

Chleba naszego, powszedniego

Pisalam, ze pieke chleby. Codziennie. Zdarzaja sie jednak niechlubne wyjatki, ze piec mi sie nie chce. Wtedy kupuje angielski, tostowy. Sa to te chwile, gdy maz patrzy sie na mnie wilkiem. Dziewczyny natomiast (szczegolnie Emilka) sa uszczesliwione i w euforii pozeraja kromka za kromka. Coz, wychowane tutaj, na angielskim pieczywie, ktore w tak diametralny sposob rozni sie od polskiego, nie zasmakowaly w tradycyjnym chlebie pszennym, pieczonym na zakwasie zytnim, z chrupiaca skorka (mamo, dlaczego ta skora jest taka TWARDA?).
Przypominaja mi sie pierwsze chwile w Sheffield, gdy bylismy z G. bardzo zdziwieni faktem, ze w Angli jest tak paskudne jedzenie, ze Anglicy nie maja kuchni narodowej (bo czy ryba z frytkami to potrawa narodowa?) i ze nie maja NAWET normalnego chleba. I wydawalo sie nam, ze gdyby tylko KAZDY Anglik choc raz sprobowal polskiego chlebusia ( i kielbaski), to w zyciu nie tknalby tostowego kingsmilla. Teraz, obserwujac wlasne corki widze, ze nic bardziej blednego. Dla nich "chleba naszego, powszedniego" znaczy cos innego niz dla nas.

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Wywiad z Ninka



Jedna reka pisze, druga pukam w niemalowane drewno, bo bylo dzis calkiem, calkiem fajnie i oby tak dalej. Ninka rano co prawda poplakala sie, gdy uswiadomila sobie, ze TO juz DZIS, ale skonczylo sie w zasadzie tylko na tych kilku lzach. W przedszkolu czekal na nia jej wieszaczek na kurtke i to chyba dodalo jej animuszu. Poczula sie jak u siebie (ma w koncu wlasne miejsce na kutke, a to juz chyba cos znaczy), poczula, ze ktos tam na nia czeka. Brala udzial w zajeciach przedszkolnych (czytanie, spiewanie, zabawa w ogrodku, rysowanie i rysowanie na komputerze) i zjadla "posilek" z innymi dziecmi. Pobylysmy tam godzinke i w srode znow razem idziemy. Od przyszlego tygodnia Ninka idzie sama na poranne sesje.

niedziela, 9 stycznia 2011

Przedszkole

Od jutra mamy w domu znow przedszkolaka. Ninka zaczyna przyszkolne przedszkole - narazie 2 razy w tygodniu po 3 godziny. Potem, byc moze, zwiekszymy liczbe godzin i dni. Wszystko jednak zalezy od tego jak ona bedzie sie tam czula i jak bedzie sie aklimatyzowala do nowych warunkow. Narazie jestem dobrej mysli - Ninka wprawdzie mowi nam o swoich obawach (boje sie, nie chce bez mamy), ale widze, ze dojrzala do kontaktow z rowniesnikami: zaczepia obce dzieci na placach zabaw, nie boi sie ich, szuka kontaktu, interakcji. Wczoraj bylysmy w trojke na basenie - Ninka nie dosc, ze plywala jak ryba, to jeszcze odwaznie zaczepiala dziewczynke w malym baseniku i bawila sie z nia na zjezdzalni. Pomocna zazwyczaj w takich chwilach Emilka byla tym razem (kulturalnie zreszta) ignorowana. Widac, ze rowiesniczki lepiej bawily sie bez niej.

wtorek, 4 stycznia 2011

Impreza urodzinowa








sobota, 1 stycznia 2011

Nowy Rok

Jesli jest prawda przesad, ze to, co sie robi w pierwszy dzien roku bedzie glownym zajeciem przez cala jego reszte, to z pewnoscia zostane organizatorka imprez masowych. Od samego rana gotuje i pieke na jutrzejsze urodziny Emilki. Zaprosilismy 50 osob, czyli o jakies 10 osob wiecej niz rok temu. Nie wiem, gdzie sie znajomi pomieszcza (choc lozka zlozone, meble poprzestawiane i poprzenoszone), ale pocieszajace jest to, ze duzo jest dzieci (chyba 29?), a one zajmuja miejsca malo! Nie rozpisuje sie wiec i lece robic tort. Nie wiem, czy mi wyjdzie, wiec tym bardziej potrzebuje duzo czasu na jego re-dekoracje, lub upieczenie kolejnego. W ostatecznosci moge jeszcze kupic jakis w supermarkecie - Emi bylaby uszczesliwiona takim ksiezniczkowym, calym rozowym...

Krotko jeszcze o Sylwestrze. Mielismy fajna zabawe, z prawdziwymi kreacjami, tancami, spiewaniem koled, pysznym jedzonkiem - wszystko to u Moniki, w kameralnym gronie znajomych. Mam zdjecia, ale narazie tylko to tutaj:


(dziewczynki, od lewej: Miriam, Nina, Emi, Zosia, Malgosia)


I postanowienia noworoczne. Nie mam zadnych. Mam natomiast jedno jedyne marzenie: przespac noc bez pobudki. 8 godzin snu - tyle mi do szczescia wystarczy.

A podsumowanie roku minionego: to byl najciezszy rok w moim zyciu. Robota, robota, robota i robota dzien i noc, non stop. Megazmeczenie, przemeczenie, wykonczenie, wyczerpanie i totalne wypompowanie z wszelkich sil zyciowych, z energii zyciowej, z nadziei, z optymizmu, z planow na przyszlosc (bedzie jakas przyszlosc jeszcze?)

czwartek, 30 grudnia 2010

Rainbow ice-cream

Emi bedzie miec lodziarnie. Gdy dorosnie zamierza w ten sposob zarabiac na zycie. W weekendy chce byc piosenkarka, a nie w sezonie (zima) chce rysowac domy i baseny (jak tata). Interesem jej zycia ma byc lodziarnia Rainbow Ice Cream - jest juz caly biznesplan i strategia marketingowa, ba, sa nawet juz uszyte (narazie z papieru) kostiumy dla pracownikow! Narazie trwa badanie rynku i konkurencji: dzis bylismy na lodach w maku.


Pogoda mglista, ciepla i "ciemna": Ninka co chwile pyta, czy to juz noc? Wybralam sie dzis z dziewczynami na basen, a tata zostal sam z Romkiem; panowie pojechali do lasu na spacer. Fajnie bylo z corkami, Emi tryska energia, odwaga, zyciem! Plywa, nurkuje, szaleje. Ninka z dystansem podchodzi do wody (troche jak kot...) Trzesie sie z zimna, oczy ja pieka i dopiero okularki do nurkowania pomogly i smialo skakala w falach. Woda to narazie nie jej zywiol. Moze za malo chodzilam z nia na basen, gdy byla malutka?

wtorek, 28 grudnia 2010

6 lat temu...

...zostalam matka.

Urodziny Emilki sa wiec dla mnie wyjatkowe podwojnie; ze wzgledu na nia i ze wzgledu na siebie. Ogladalismy wczoraj z Grzesiem zdjecia z porodu i filmik z pierwszego dnia zycia Emi. Wydaje sie, ze bylo to wieki temu, ze bylo to w jakims innym zyciu, jakas Dorota, jakis Grzesiek, jakis noworodek. Od tamtych wydarzen dziela nas miliony lat swietlnych. I tylko naszla mnie dzis taka refleksje, ze odkad mam dzieci nie potrafie zdefiniowac pojec "tylko" i "az" w odniesieniu do czasu. Czy minelo tylko 6 lat, czy az 6 lat?



A wracajac do dnia dzisiejszego. Emilce nie spodobal sie prezent od nas. Kupilismy jej przesliczna sukienke balowa i bylam pewna, ze sie ucieszy, bo lubi sie stroic, przebierac, malowac, podkradac mi kosmetyki i wszelkie swiecidelka. A jednak, gdy odpakowala pudelko zauwazylam rozczarowanie w jej oczach. Chyba wolalaby jakas zabawke.
Zeby spedzic ten dzien inaczej niz poprzednie wybralismy sie na kregle. Zabawa byla swietna, aczkolwiek Emi wyszla troche nie w sosie, bo 2 tury gry wygrala Nina.

niedziela, 26 grudnia 2010

Swieta, swieta...

... a wcale ich nie poczulam :-(
Moze troche dzis dluzej pospalam, troche odmiennych smakow bylo (makowiec, kapusta), ale wlasciwie swieta tutaj, na obczyznie, to zawsze wydaja mi sie takie troche "na sile". Boze Narodzenie to taki okres, ze chce sie spotkac z rodzina (jaka by ona nie byla...). Wiec za rok lecimy do Polski.

piątek, 24 grudnia 2010

Wigilia

Tegoroczna Wigilia uplynela zdecydowanie pod znakiem prezentow. Dziewczyny zlekcewazyly wigilijny stol, zjadly po lyzce barszczu i gardzac cala reszta popedzily do prezentow. Poddaje to w watpliwosc przyszloroczna Wigilie z prezentami - powaznie rozwazam swieta bez podarunkow (albo z podarunkami rano 24 lub rano 25 grudnia). Dlaczego? Bo Swieta, cala atmosfera bycia razem, cieszenia sie SOBA, cieszenia sie wspolnym posilkiem, degustowaniem potraw, spiewaniem kolend sprowadza sie do szybkiego zjedzenia swojej porcji i pognania do choinki. Nie podoba mi sie to. Nie chce, zeby swieta tak u nas wygladaly...



Oczywiscie, zeby nie bylo, ze sie starzeje i narzekam: fajnie bylo, dzieciaki cieszyly sie bardzo, bo dostaly od nas i od babci paczki i wszystko super, ale... prezenty staly sie kwintesencja swiat. A chyba nie o to chodzi. Nawet w rodzinie ateistycznej nie o to chodzi...

Współtwórcy