czwartek, 30 grudnia 2010

Rainbow ice-cream

Emi bedzie miec lodziarnie. Gdy dorosnie zamierza w ten sposob zarabiac na zycie. W weekendy chce byc piosenkarka, a nie w sezonie (zima) chce rysowac domy i baseny (jak tata). Interesem jej zycia ma byc lodziarnia Rainbow Ice Cream - jest juz caly biznesplan i strategia marketingowa, ba, sa nawet juz uszyte (narazie z papieru) kostiumy dla pracownikow! Narazie trwa badanie rynku i konkurencji: dzis bylismy na lodach w maku.


Pogoda mglista, ciepla i "ciemna": Ninka co chwile pyta, czy to juz noc? Wybralam sie dzis z dziewczynami na basen, a tata zostal sam z Romkiem; panowie pojechali do lasu na spacer. Fajnie bylo z corkami, Emi tryska energia, odwaga, zyciem! Plywa, nurkuje, szaleje. Ninka z dystansem podchodzi do wody (troche jak kot...) Trzesie sie z zimna, oczy ja pieka i dopiero okularki do nurkowania pomogly i smialo skakala w falach. Woda to narazie nie jej zywiol. Moze za malo chodzilam z nia na basen, gdy byla malutka?

wtorek, 28 grudnia 2010

6 lat temu...

...zostalam matka.

Urodziny Emilki sa wiec dla mnie wyjatkowe podwojnie; ze wzgledu na nia i ze wzgledu na siebie. Ogladalismy wczoraj z Grzesiem zdjecia z porodu i filmik z pierwszego dnia zycia Emi. Wydaje sie, ze bylo to wieki temu, ze bylo to w jakims innym zyciu, jakas Dorota, jakis Grzesiek, jakis noworodek. Od tamtych wydarzen dziela nas miliony lat swietlnych. I tylko naszla mnie dzis taka refleksje, ze odkad mam dzieci nie potrafie zdefiniowac pojec "tylko" i "az" w odniesieniu do czasu. Czy minelo tylko 6 lat, czy az 6 lat?



A wracajac do dnia dzisiejszego. Emilce nie spodobal sie prezent od nas. Kupilismy jej przesliczna sukienke balowa i bylam pewna, ze sie ucieszy, bo lubi sie stroic, przebierac, malowac, podkradac mi kosmetyki i wszelkie swiecidelka. A jednak, gdy odpakowala pudelko zauwazylam rozczarowanie w jej oczach. Chyba wolalaby jakas zabawke.
Zeby spedzic ten dzien inaczej niz poprzednie wybralismy sie na kregle. Zabawa byla swietna, aczkolwiek Emi wyszla troche nie w sosie, bo 2 tury gry wygrala Nina.

niedziela, 26 grudnia 2010

Swieta, swieta...

... a wcale ich nie poczulam :-(
Moze troche dzis dluzej pospalam, troche odmiennych smakow bylo (makowiec, kapusta), ale wlasciwie swieta tutaj, na obczyznie, to zawsze wydaja mi sie takie troche "na sile". Boze Narodzenie to taki okres, ze chce sie spotkac z rodzina (jaka by ona nie byla...). Wiec za rok lecimy do Polski.

piątek, 24 grudnia 2010

Wigilia

Tegoroczna Wigilia uplynela zdecydowanie pod znakiem prezentow. Dziewczyny zlekcewazyly wigilijny stol, zjadly po lyzce barszczu i gardzac cala reszta popedzily do prezentow. Poddaje to w watpliwosc przyszloroczna Wigilie z prezentami - powaznie rozwazam swieta bez podarunkow (albo z podarunkami rano 24 lub rano 25 grudnia). Dlaczego? Bo Swieta, cala atmosfera bycia razem, cieszenia sie SOBA, cieszenia sie wspolnym posilkiem, degustowaniem potraw, spiewaniem kolend sprowadza sie do szybkiego zjedzenia swojej porcji i pognania do choinki. Nie podoba mi sie to. Nie chce, zeby swieta tak u nas wygladaly...



Oczywiscie, zeby nie bylo, ze sie starzeje i narzekam: fajnie bylo, dzieciaki cieszyly sie bardzo, bo dostaly od nas i od babci paczki i wszystko super, ale... prezenty staly sie kwintesencja swiat. A chyba nie o to chodzi. Nawet w rodzinie ateistycznej nie o to chodzi...

czwartek, 23 grudnia 2010

Na dzien przed swietami...



...Romek zaczal wstawac. Od rana do nocy cwiczy pompki, a gdy trafi na cokolwiek, na czym mozna sie do gory podciagnac wykorzystuje okazje i staje.



Pachnie u nas kapusta z grzybami, pierniczkami (nie zlicze, ktora to juz tura przed swietami; wszystkie poprzednie znikaly w okamgnieniu, ta - mam nadzieje - zachowac do Wigilii), pachnie tez makowcem! Pierwszy raz w zyciu pieklam to cudo i normalnie pekam z dumy, bo jest piekny i... smaczny (probowalam tylko kawaleczek... no moze dwa kawaleczki). Prezenty kupione, jutro pakujemy. Dzieci troche zagubione w tym wszystkim. Mam dla nich mniej czasu, choc staram sie i dwoje i troje, by im cos zorganizowac, zabawic je jakos, ale to wszystko jest "przy okazji" pieczenia, gotowania, kupowania, sprzatania. I taka refleksja mnie nachodzi, ze te wszystkie wigilie firmowe, lunche i party, to troche nie na miejscu i nie w odpowiednim czasie. Gdy przydalaby sie pomoc meska (no chocby okna pomyc, dziecmi sie zajac, cokolwiek), to firma organizuje calodniowe spotkania. Wiec zostaje ja jedna z calym obowiazkiem organizacji swiat i z mnostwem pracy. Nie jest to sprawiedliwe. No nic, jutro juz Grzes ma wolne do konca roku :-)
Wykorzystamy to!

wtorek, 21 grudnia 2010

Watpliwosci


Pojawily sie pewne watpliwosci dotyczace Mikolaja. Wrozy to - byc moze - ostatnie swieta pelne wiary w Mikolaja. Zglaszane przez Emilke niejasnosci pojawiaja sie w kilku punktach.
Po pierwsze: dlaczego Mikolaj przychodzi do angielskich dzieci 25 grudnia, a do nas 6?
Po drugie: dlaczego Mikolaj, ktorego Emi spotkala nie mowil po polsku? Jak wiec zrozumial list napisany do niego po polsku?
I po trzecie: skoro wchodzi kominem (a wszedzie pokazuja, ze wlasnie tak sie dostaje do domow), to ktoredy wszedl do nas, skoro mamy komin(ek) zamurowany?
...i ja sie mam z tego tlumaczyc i wymyslac pokretne odpowiedzi...

niedziela, 19 grudnia 2010



Co by tu kupic Romkowi pod choinke? Glowimy sie juz jakis czas, bo syn nasz najbardziej kocha zabawki nietypowe: kable, gniazdka elektryczne, odkurzacz i pralke (hipnotyzuje sie na kilka minut wpatrujac w wirujace ubrania).
Coraz sprawniej i szybciej raczkuje po calym domu i tylko bramki zamontowane przed schodami hamuja przed wspinaczka w gore lub zjazdem w dol.
Jest nieprawdopodobnie zarloczny, czego zreszta zupelnie po nim nie widac. Ostatnio bardzo go smieszy karmienie swym jedzeniem karmiacego, czyli najczesciej mnie.
Zaczely sie ferie; ostatni tydzien szkoly, to codzienne imprezy: kiermasz, lunch swiateczny, jaselka. Emi przyniosla kartki swiateczne od wszystkich kolegow i kolezanek z klasy. Bardzo mi sie ten zwyczaj podoba.
Babcia Marysia przyslala dziewczynkom paczke swiateczna - byly w niej lalki do wycinania wraz z ubrankami papierowymi. Emi i Ninka calymi dniami bawia sie w przebieranie papierowych laleczek. Inna, ukochana zabawa (ale tylko Ninki) jest udawanie "kotka komandosa". Od rana do wieczora Nina przemienia sie w walecznego kota i chce by tak sie do niej zwracac (per kotku komandosie). Poza tym non stop gada. Przebic sie nam przez ten slowotok ciezko. Emi sie denerwuje, ze Nina jej przerywa, wchodzi w slowo, przekrzykuje. My czekamy godzin wieczornych, by posluchac ciszy. Oprocz ciaglego gadania (i pytania o wszystko) Ninka intensywnie "uczy sie" angielskiego. Pyta sie nas o slowka i udaje, ze mowi po angielsku. Musze przyznac, ze calkiem fajnie jej to wychodzi i ze potrafi zapamietac sporo zwrotow, nazw, tekstow piosenek. Wzmozone zainteresowanie skuteczna komunikacja, to pewnie jej reakcja na zblizajacy sie styczen i przedszkolny start. Bedzie chodzila w poniedzialki i srody na przedpoludniowe sesje. Widac, ze troche sie tym faktem stresuje, ale staramy sie ja raczej nastawiac pozytywnie, niz utwierdzac w watpliwosciach i obawach. Naswietlamy jej mile strony chodzenia do przedszkola ("wlasne" kolezanki, panie przedszkolanki, zabawy...) i jestesmy obydwoje z Grzesiem przekonani, ze to jest ten wlasciwy moment na odrobine niezaleznosci, na samodzielnosc i oddzielenie od mamy na tych kilka godzin tygodniowo. Ninka zaczela sie w domu po prostu nudzic i nawet wyjscia na playgrupy nie zastapia jej kontaktu z rowiesnikami i odpowiedniego rozwoju socjalnego. Tak wiec czas by wyjsc w swiat malutkimi kroczkami nastapil :-)

Historyjka o Mikolajku i Misiu










sobota, 11 grudnia 2010

Rapping Baby Jesus



W swiatecznym rytmie. Ulubiona koleda moich corek.

Cukierki i ewolucja




Romek dokonal wczoraj odkrycia. Miedzy sciana a podloga jest mala szczelina. A w szczelinie tej cukierki! Wysypala sie Nince cala paczka mini smarties i sprzatajac nie zauwazylam, ze zawieruszylo sie kilka sztuk w kacie. Romek za to zauwazyl i swymi maluskimi jak szczypeczki paluszkami wygrzebal sobie cukierka. Spryciarz! Dzis rano polozony na podlodze w salonie pierwsze swe "kroki" ("raczki?") skierowal w strone kata z cukierkami!





Od kilku dni ogladamy bajke z mojego dziecinstwa pod tytulem: "Bylo sobie zycie" i "Byla sobie ziemia". Emilka jest nia po prostu zachwycona! Czerwone krwinki, leukocyty, neurony - to jest to. Jest tez odcinek w skrocie informujacy jak powstalo zycie na ziemi. Pod wplywem tego serialu, dzis rano Emi narysowala taki oto rysunek pokazujacy, ze najpierw byly bakterie, potem stworzenia wodne, potem dinozaury, ktore chodzily po ladzie, nastepnie takie, ktore wstaly na 2 lapy i wtedy... byl wielki wybuch. Pozostaly po nich tylko kosci. A pozniej to juz ewolucyjne wiadomosci z pierwszej klasy: malpa, a z niej czlowiek.




Ciekawosc dotyczaca nie tylko czubka wlasnego nosa, ale swiata jako takiego i ludzi coraz czesciej budzi sie w naszej najstarszej corce. Padaja pytania (bardzo powazne) o smierc, o przemijanie, o to "skad jestesmy i dokad zmierzamy" i chyba najbardziej ogolne z nich "dlaczego?". Odpowiadac na nie nie jest latwo, bo czesto odpowiedzi nie znajduje sie przeciez samemu nigdy.

czwartek, 9 grudnia 2010

Romek raczkuje!

Przelamana niemoc - Romek samodzielnie sie porusza. Na pierwszy cel poszly... kable. Na drugi... schody.
Staralam sie to uchwycic w kamerze, ale musze poczekac jeszcze kilka dni az Romus opanuje lepiej technike raczkowania. Narazie, na widok kamery, przystaje.
Jak fajnie, jak mnie to cieszy!

wtorek, 7 grudnia 2010

Mama

Robie cos w kuchni bardzo zaaferowana. Na podlodze Romek cwiczy raczkowanie. Nie zwracam na niego wielkiej uwagi i on nagle mowi: "mama!"
Wydaje sie, ze to tylko przypadkowe sylaby, ale po chwili znow "mama" skierowane wyraznie w moja strone.
Wiec sie pytam "co Romeczku? Mama?" A on: "mama".

poniedziałek, 6 grudnia 2010

mikolajki






W weekend mielismy wazna wizyte. Odwiedzil nas swiety Mikolaj. W niedzielny poranek juz o 6 rano bylo u nas gwarno - najpierw Emilka, potem Ninka zbiegly na dol sprawdzic, czy pod choinka sa prezenty. Byly! Kazdy dostal to, o co prosil. A Ci co nie prosili nic nie dostali. Dzien wczesniej, w sobotni wieczor bylo ubieranie choinki, pierwsze sluchanie koled (Emi twierdzi, ze sa strasznie nudne). Romek zjadal bombki, przygladal sie swiatelkom i mial dobra motywacje, by ruszyc do przodu. Juz prawie, prawie raczkuje. Drzewko swiateczne stanelo wiec wysoko, poza zasiegiem ciekawskich lapek osmiomiesieczniaka. Zrobilo sie w domu bardzo swiatecznie, pachnie cynamonem, imbirem, domowymi pierniczkami (dzis bylo pierwsze testowanie, nie zostala ani jedna sztuka), za oknem (o dziwo!) snieg i sloneczko. Udalo sie nam zdobyc wypasione sanki i dzis kazde z dzieci po raz pierwszy w zyciu jezdzilo z gorki. Ninka bala sie bardzo, przelamala sie moze 3, 4 razy, ale niechetnie. Nie podoba jej sie predkosc i to, ze snieg jest zimny. Emilka po szkole szalala na gorce i tylko malo czasu bylo na fajna zabawe. Niedlugo juz ferie, ale do tego czasu po zimie pozostana pewnie tylko wspomnienia.
Ale... z reka na sercu musze przyznac, ze zima nie jest ulubiona pora roku malutkich dzieci. Trzeba sie grubo ubierac, jest niewygodnie w tylu warstwach, buzia piecze od wiatru, mrozu, rekawiczki zaraz robia sie mokre... Dopiero Emilka docenia urok tej pory roku; Romek i Ninka wola siedziec w cieplym domku niz chodzic na dlugie spacery.
Emilka do tego stopnia pokochala snieg, ze chce sie przeniesc do Laponii i mieszkac blisko swietego Mikolaja. Tam bedzie prowadzic swoja wymarzona lodziarnie. Oczywiscie my wszyscy jestesmy mile widziani w jej przyszlym domu :-) Taka oto wizje przyszlosci uslyszal dzis Grzes w drodze do szkoly.
Kilka zdjec z niedzielnych, kulinarnych zabaw; czekoladowe jablka:


niedziela, 5 grudnia 2010

Zakochana

Emilka zakochala sie po raz pierwszy. Wybrankiem jej serca jest pan od karate (nauczyciel). Jak sama twierdzi: "szkoda, ze jak bede dorosla on juz bedzie dziadkiem".

piątek, 3 grudnia 2010

Krysmas tajm









Wygrzebalismy sie dzis spod sniegu. Grzes o 7 rano pracowal z grabiami i lopata odkopujac auto. Emilka ma feriowagary - przez 2 dni szkola byla zamknieta, a dzis zrobilismy jej pierwszy dzien dlugiego weekendu. Mialam nadzieje kupic dzieciom sanki, ale polki sklepowe doszczetnie ogolocone. Nie tylko sanki, ale tez buty zimowe, czapki, kurtki i wszelkie inne sprzety wykupione. Fenomenalna rzecz.




Zrobilismy sobie tez piekny spacer, zaliczylismy ogrod botaniczny, plac zabaw i kawiarnie. Przy okazji i zupenie przypadkowo spotkalismy polska znajoma mame (Ole z Samem) i wybralismy sie na lunch i kawke. Bylo badzo sympatycznie. Romek dzielnie podrozowal w chuscie, bo nie tylko drogi, ale rowniez chodniki sa cale w snieznej brei, na ktora zaden wozek sie nie nadaje. Maly zmarzl porzadnie, wiec jutro kupuje mu najgrubszy kombinezon jaki znajde. Przy okazji mam zamiar natknac sie tez na miescie na Mikolaja, a tata wyjmie z rana choinke ze strychu wraz z ozdobami. Jak Krysmas, to Krysmas.








(takie sople lodu to kulinarne marzenie Emilki)

środa, 1 grudnia 2010

Jest zima

Az mnie dzis zamurowalo, gdy wyszlam na spacer. Cisza! Bloga cisza! Az w uszach piszczy. A wszystko z powodu wielkiego sniegu, ataku zimy i paralizu na drogach. Wszyscy zostali w domach, szkoly pozamykane, auta przysypane wielkimi poduchami sniegowymi i zero ruchu na drogach. Pieknie:

http://nowyfotowy.blogspot.com/2010/12/blog-post.html

W domu cala piatka. Bylismy na specerze, bilismy sie sniezkami, w domu pieklismy piernikowe brownies, a Grzes pojechal na narty do ski village. Jak mi snieg nie stopnieje (a nie stopnieje, bo nadal pada i ma padac jeszcze troche), to jutro moja kolej.









poniedziałek, 29 listopada 2010

Bialo





Jak ten czas bez internetu sie dluzy... Siec to jednak ogromne okno na swiat. Gdy go zabraknie musza wystarczyc takie okna:


Ale poza internetem zycie biegnie swoim tempem, czasem tak zawrotnym jak w ciagu ostatniego tygodnia, gdy to nasz najmlodszy maluch dokonal kilku waznych rzeczy. Przede wszystkim zaczal sam siadac. Potrafi z lezenia na brzuchu podniesc sie do pozycji "do raczkowania", a potem cofajac do tylu usiasc. Pieeekna sprawa! Uwielbiam na to patrzec. Zaczal tez pelzac do tylu i co chwila musze go ratowac z opresji wyjmujc go spod komody, spod szafy, spod lozka. Leki separacyjne znacznie mu oslably (co nie znaczy, ze zniknely calkowicie, ale to juz chyba nigdy nie zanika...). No i sprawa wazna: jedzenie. Romek sam je. Uwielbia gdy cos ma przerzuc i gdy moze sam to sobie z talerza wziac do reki i wsadzic do buzi. Wiec tak wlasnie jada obiady: ma pokrojone miesko, pokrojone ugotowane warzywa, rozdrobniony makaron itp rzeczy polozone przed soba na tacce i je SAM. Widze, ze najbardziej mu sie to podoba i ze on chce w ten sposob jesc, wiec mu na sile nie wmuszam lyzki i karmienia papkami. Skoro woli jesc takie kawaleczki i skoro woli jesc sam, to tylko moge sie z tej samodzielnosci cieszyc i jej dopingowac. Zauwazylam tez, ze coraz lepiej radzi sobie z jedzeniem banana, chleba, jablka - nie krztusi sie i nie dlawi, bo "nauczyl" sie ile moze pchac do buzi i wie, ze nie mozna chomikowac jedzenia w policzkach, bo potem nie da sie tego przelknac. Jednym slowem: zuch!

A propos chleba: w naszym domy pojawil sie chleb polski. Taki wspanialy, pszenno-zytni, na zakwasie, taki jak sie je w Polsce. Kupilam maszyne do chleba, ktora wyrabia mi ciasto, a ja je potem jedynie przekladam do piekarnika i mam takie wspaniale, pachnace, chrupkie bochenki:


Poza tym, u nas zima. Piekna, wspaniala, biala. Grzes zartuje, ze spacjalnie dla nas Anglia zaczyna sie zmieniac i nawet pogoda upodabnia sie do tej idealnej, z czterema porami roku.






Co u dziewczyn?



Emilka nie moze sie doczekac swietego mikolaja, choinki (prezentow pod nia) i swoich urodzin. W oknie czeka list do swietego mikolaja. Najpierw mialy byc sukienki ksiezniczek (konsumeryzm na piatke, bo chciala az 3 kreacje!), ale potem zmienila zdanie i jednak chce laptopa z ksiezniczkami. Ninka chciala kotka, ktory mialczy, ale teraz chce rakiete. Mama tez ma marzenia, ale sa nierealne, wiec nic do nikogo nie pisze. Mama chcialaby przespac choc jedna noc bez pobudki, ale to raczej nie mozliwe, co najwyzej moze pospac (w opcji wypasionej) 3 godziny z rzedu.

O REM pomarze wiec jeszcze troche... na jawie.


Ninka jest juz gotowa na przedszkole. Zrobila sie fantastycznie odwazna, towarzyska, otwarta i asertywna. Nie boi sie innych dzieci, nie pesza jej wrzaski, krzyki i inne tego typu zachowania jej rowiesnikow. Fajnie bawi sie w grupach, nawet calkiem duzych i nawet proboje lapac kontakt z dziecmi angielskimi... udajac, ze mowi po angielsku. Wymysla swoje slowa, ktore brzmia z angielska. Smieszne to. No i jest bardzo zabawna na co dzien. Nie mam talentu ani pamieci do spisywania tych jej powiedzonek, a szkoda, bo mogla by powstac z tego fajna kronika. Na przyklad ostatnio przyszla do mnie do lazienki, cala oblepiona na buzi cukrem i mowi "mamo, ja wcale nie jadlam cukru", na co ja podaje jej lusterko i pytam sie "co to jest?", a ona do mnie, ze "zapomnieliscie schowac cukier!". Wiec prosze, by umyla zeby, a ona calkiem powaznie: "czy cukier jest brudny?". No i tego typu historyjki. Bo chyba o windzie juz wspominalam? Jesli nie, to krotko: prosze Ninke w sklepie, by zawolala winde, a ona na to staje przy drzwiach od windy i wola:"windo! windo!"


A na see-saw mowi si-sior. Tez fajnie ;-)

niedziela, 21 listopada 2010

Lisciopad




Posted by Picasa

Współtwórcy