środa, 27 czerwca 2012

Z pamietnika rowerzystki

Nareszcie, hura, hura, hura, kupilam sobie rower! Jakos nigdy nie bylo okazji. A fakt, ze mam go z ebay'a i wyglada na niejezdzony i kosztowal jakies smieszne pieniadze napawa mnie jeszcze wiekszym zadowoleniem! Grzesiek poszedl moim przykladem i tez sobie kupil dwa kolka - w weekend robimy nasza pierwsza rodzinna rowerowa wycieczke. Jak do tej pory biore dziewczynki i jezdzimy po naszej okolicy. Dochodze przy tym do zaskakujacych obserwacji. Nigdy bym w ten sposob nie pomyslala o miejscu, w ktorym mieszkam, gdyby nie moje ostatnie doswiadczenia na rowerach wlasnie - otoz, uwazam, ze jest to wrecz idealna okolica na rowery dla dzieci. Mnostwo plaskich terenow (o co w gorzystym Sheffield ciezko!), mnostwo pustych, szerokich chodnikow. Nie ma prawie wcale pieszych, wiec wycieczki rowerowe sa sama przyjemnoscia - jezdzimy po pustych, plaskich chodnikach i jest tych uliczek tutaj cale mnostwo. Ciezko byloby zjezdzic wszystkie plataniny. Tak wiec jezdze z dziewczynkami i jest nam bardzo fajnie podczas tych babskich wypraw rowerowych. Ninka jeszcze na 4 kolkach, ale widze, ze ja sama juz to wkurza, bo nie moze nadazyc za nami. A teraz jeszcze dokupimy dla Romka siodelko na rower i Grzesiek bedzie go wozil. Nie moge juz doczekac sie weekendu, mimo ze pogoda zapowiada sie brzydka.

wtorek, 26 czerwca 2012

Znicz olimpijski

Wczoraj, doslownie pod naszymi oknami przybiegala droga znicza olimpijskiego. Pomyslalam, ze taka sytuacja zdarza sie raz w zyciu. Wyszlismy ogladnac widowisko:






sobota, 23 czerwca 2012

ospa paskuda

Ojej, ale sie meczymy z ta ospa Romka. Bardzo zle ja znosi, wczoraj prawie cala noc nie spal, drapie sie ciagle, zle czuje i jest calutenki pokryty krostami. Masc mu nie pomaga wcale, paracetamol dziala tylko chwile. Mysle, ze juz choroba sie nie rozwija i zaraz to wszystko bedzie przysychac i sie goic powoli, ale jest ciezko.

czwartek, 21 czerwca 2012

A dzis znow listopad

21 czerwca, za pietnascie dziewiata, przygotowuje sniadanie, w kuchni swiece swiatla, bo ciemno jak w listopadzie. Nic dodac, nic ujac.
Po dwoch dniach slonecznych i cieplych (az 18 stopni!!!) znow szarowa.
Romka dzis calego osypalo. Ospa.
Ninka zdrowa, od poniedzialku do szkoly chodzi. Szczesliwa. Z nia to jest tak: Nina lubi szkole, a szkola lubi Nine. Ciagle pochwaly, ze taka kreatywna, pracowita, rozwinieta spolecznie, samodzielna.
Emilka juz taka bardziej powazna panna momentami, nad ksiazka dwie godziny pochylona.
Za miesiac jedziemy na miesiac do Polski. Moze na dluzej.
W czerwcu to sie bob jadlo, tak? Wiec wyszukalam mrozonke w asdzie i wlasnie sie gotuje. Na drugie sniadanie.

piątek, 15 czerwca 2012

Znowu. Zawsze.

Leje, zimno.

środa, 13 czerwca 2012

Kibicujemy

Mam w domu cala gromade kibicow pilki noznej. Najciekawsze sa oczywiscie mecze z udzialem polskiej reprezentacji, ale angielska jest rownie wazna (jesli nie wazniejsza... na przyklad dla Emilki).
Kto by pomyslal? Zawsze sceptyczni co do tej dyscypliny sportu rodzice dochowali sie kibicek i kibica pod wlasnym dachem. Na nas tez troche przeszlo - przyznam bez bicia. Ale to z patriotyzmu kochani, tylko i wylacznie z patriotyzmu. Gdyby Euro bylo na przyklad w Holandii nikt z nas by sie nim specjalnie nie interesowal. Taka prawda :-)

sobota, 9 czerwca 2012

Zdjecia z Francji

Album z Francji tutaj.

Francja kempingiem stoi

Wrocilismy troche wczesniej z wyjazdu, bo przegonily nas ulewy. Tu nie jest co prawda lepiej, ale przynajmniej mamy nad glowami dach :-) Bylo fantastycznie! Przejechalismy ponad 2 tysiace kilometrow, kazdego dnia spalismy na innym kempingu, dotarlismy do oceanu i "zalapalismy sie" przez prawie caly czas na piekna sloneczna pogode. Francja jest po prostu przepiekna! Jestem pod wielkim wrazeniem francuskiej wsi, cudnych, zadbanych domeczkow, kwiecistych, kolorowych ogrodow, rozbuchanej i nieujarzmionej przyrody. Jak to dobrze, ze sa jeszcze miejsca w Europie, gdzie nie przycina sie trawnikow, gdzie drzewa rosna swobodnie, gdzie wiochy sa wiochami, a nie fabrykami zywnosci. Dzieci byly zachwycone kempingowaniem - mialy mnostwo wolnosci, samodzielnie zwiedzaly kempingi, biegaly na plac zabaw same i w ogole kazde wyjscie do kibelka (bez rodzicow) bylo wielkim wydarzeniem. Wszystkim bardzo sie podobal prom ;-) Spanie w namiocie - zapomnialam juz o tym - maksymalnie mnie relaksuje. Budze sie dotleniona jak nigdy. No i te poranne spiewy ptakow... jak ja to lubie! Tak intensywne spedzanie czasu nie przynosi co prawda odpoczynku takiego jak lezenie plackiem na plazy, ale ja chyba wole takie wakacje, wole sie zmeczyc, napatrzec na zmieniajacy krajobraz, nasycic swiatem i budzac rano nie pamietac, gdzie sie wlasciwie spalo. Lubie te kempingowe niewygody i prowizorke, lubie spac na twardym i 20 minut gotowac na butli wode na herbate. Zdjec mam setki, ale jak zawsze musze je najpierw przebrac. Grzesiek tez cos nagrywal - zmontuje, to wkleje. Dzis okazalo sie, ze Ninka przywiozla z wyjazdu ospe. Dziwne, bo bylam pewna, ze przechodzila juz ta chorobe dwa lata temu, ale widocznie tamto wtedy bylo jakims innym wirusem. Wracajac do Francji - z pewnoscia nie byl to nasz ostatni wyjazd do tego pieknego kraju!

Współtwórcy