wtorek, 30 czerwca 2009

Wokal

A na koncu elementy pogo.

Wybierz A lub B

Bylam wczoraj u polskiego fryzjera na malym tuningu, podcinanie trwalo z 10 -15 minut. Towarzyszyla mi Nina, spokojnie siedzac na kolanach i obserwujac siebie oraz cala zaistniala sytuacje w wielkim lustrze. Pani fryzjerka oprocz przystrzyzyn zajeta byla obgadywaniem nieobecnej kolezanki, rowniez fryzjerki, niejakiej Oli. Trajkotala i z wsciekloscia syczala na Ole przez caly czas, a Nina robila sie coraz smutniejsza. W koncu nie wytrzymala i z podkowki zrobily sie lezki, a potem byl juz wybuch placzu.

Dlaczego Nina sie rozplakala?

A) Bez powodu.

B) Bo wyczula zlosc i agresje w monologu fryzjerki.





Dzieci nigdy nie placza bez powodu, prawidlowa odpowiedz to B.

sobota, 27 czerwca 2009

Legendo zegnaj...

Ulubiona Emilki:

http://www.youtube.com/watch?v=QxkVaYlrfh8

Ulubiona Ninki (chyba ze wzgledu na metamorfozy twarzy na koncu):

http://www.youtube.com/watch?v=tyBs6-cmFvQ

czwartek, 25 czerwca 2009

Czeresnie za 1100 pln

Chcialam dzis kupic dzieciom czeresnie, ale mnie nie stac. Kilogram kosztuje 7 funtow (na polskie: mnozymy razy 5,30, czy okolo 37pln). Oczywiscie na kilogramy nikt tutaj czeresni nie sprzedaje, bo cena 7 funtow wywolalaby pewnie ogolnonarodowe strajki (!) - czeresienki sa pakowane w malutenkie pudeleczka, mieszczace w sobie 100g owocow, co daje okolo 15 - 20 sztuk na paczuszke.
W sezonie (mieszkajac nad Wisla) jadlam kilogram czeresni dziennie (co daje 30kg miesiecznie). Jesli mialoby to miejsce tu, to wydalabym 210 funtow miesiecznie na czeresnie, co przeliczywszy na zlotowki daje okolo 1100 pln.




Po ile sa czeresnie w Polsce?

wtorek, 23 czerwca 2009

cd

Emi nadal rysuje pamietnik.
Telewizja jednak oglupia.

Pamietnik

Kto powiedzial, ze ogladanie telewizji oglupia?
Nie wazne kto, istotne, ze mial racje, ale od wczoraj twierdze, ze czesciowa, bo oto Emi, wyraznie zainspirowana dobranocka juz trzecia godzine rysuje. Wzorem Kubusia Puchatka i druzyny Emilka od samego rana "pisze" pamietnik. Na nic zdaja sie moje tlumaczenia, ze pamietnik powstaje miesiacami, ba, nawet latami! Wyznaczniki formalne sztuki pamietnikarskiej, jak widac, nie robia na corce wrazenia - WSZYSTKO ma byc gotowe na dzis. A zeszyt, ktory jej podarowalam ma okolo 300 stron. W formacie A4 na dodatek...
Po kim ona to ma? ;-)

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Wakacyjne plany wg Emi

Emi do mnie:
-Mamo, czy sa wampiry na swiecie?
-Nie ma. To tylko wymysl.
-A czy sa piraci?
-Tak, piraci istnieja.
-A gdzie sa?
-W Somalii na przyklad.
-Mamo, kiedy pojedziemy do Somalii?

niedziela, 21 czerwca 2009

:-)


Absolutnie nic wyjatkowego nie robilismy w ten weekend. I bylo fantastycznie. Rytualnie i spokojnie, z taka sobie pogoda, sredniawym sloncem i OGRODEM, ktory jest dla nas skarbem wartym kazde pieniadze. Wystarczy, ze jest wzgledne 15 stopni powyzej zera i nie leje, a dziewczyny od rana do wieczora przebywaja na swiezym powietrzu. Jest bezpiecznie, maja mnostwo miejsca, moga sie bawic w ganianego (jak powyzej, na przyklad z tata), kopac pilke, kapac w baseniku, sadzic ze mna kwiatki i warzywa (warzywniak rosnie w sile! jest szczegolnie duzo krzaczkow mojego ukochanego bobu!), rozbijac namiot indianski, robic podchody z tata, albo scigac bialego kota sasiadki...
Wszelkie place zabaw, centra rozrywki dla dzieci, skwerki, laski, baseny i inne odpadaja przy tym wlasnym kawalku trawy i kilku krzaczkach. Nie chce sie nam walesac, tachac wozkow, nosic toreb, pamietac o pieluchach, piciu, jedzeniu i wszystkim innym, niezbednym. Tu mozna po prostu wyjsc z domu w przyslowiowej pidzamie i kapciach, z kubkiem domowej kawy i usiasc wygodnie w cieniu wisni. Nic nie robic, patrzyc na dzieci, delektowac sie spokojem w rodzinnym gronie.
I wlasnie to robilismy przez te 2 dni.


To zdjecie, w ktorym nie do konca mieszcze sie w kadrze, jest pierwszym, wlasnorecznie wykonanym przez Ninke!


Dziewczyny bawia sie z tata w taczki.

Rodzice tez sie bawili w taczki, ale zdjecia ktore zrobila nam Emilka absolutie tego nie pokazuja, wiec pomijamy dokumentacje fotograficzna tegoz zdarzenia ;-)

Malowanie obrazow akrylami. Grzesiek mowi na Emi "moj maly picasso". Obraz narazie schnie i czeka na oprawe, a potem zawisnie w pokoju malarki.


Bylismy tez na wycieczce rowerowej po najblizszej okolicy. Szybko sie jednak znudzilo pedalowanie, gdy zapowiedzielismy na kolacje kukurydze. Nawet nie przepadajaca za jedzeniem jako takim Nina zjadla 2 kolby!

A w niedziele wymyslily niekonwencjonalne zastosowanie dla dzieciecego baseniku.

Skoro za zimno na wode, to moze drzemka pod golym niebem sie uda...
A propos spania. Czytanie ksiazeczek przed snem przybralo postac zupelnie zaskakujaca i bez precedensu w naszym domu: w sobote Emilka opowiedziala tacie bajke na dobranoc. I poszla spac. Nina natomiast od kilku dni po prostu pada z nog i nawet ksiazeczek jej nie czytamy. To efekt mocnego postanowienia, by oduczyc ja dziennych drzemek na rzecz wczesniejszego usypiania. Jak narazie pelen sukces :-) O 19:30 juz spi. Bez pobudek. Do oporu, ktory w weekend przypada na okolice godziny 9.

czwartek, 18 czerwca 2009

Dobry przepis

Natknelam sie wlasnie na starego guardiana i przypomnialo mi sie, ze jest w nim przepis godny polecenia i przyrzadzenia (oraz uwiecznienia na blogu); na jagniecine z grilla. W oryginalnej wersji sa to szaszlyczki na grilla, ale mozna z powodzeniem przysmazyc je na patelni, jesli jest np zima i sniezyca za oknem, a ma sie ochote na pyszne danko.

Zeby przyrzadzic Lamb kofte with jogurt sauce bedziemy potrzebowac:

-1 mala cebule, poszatkowana
-1 zabek czosnku, wycisniety
-1 czubata lyzke suszonej miety
-swieze listki miety (10 lub wiecej)
-1/2 lyzki mielonego kminku
-duza szczypte cynamonu
-650 g jagnieciny, mielonej
-4 czubate lyzki natki pietruszki
-90 g srodka z chleba, pokruszonego (mysle, ze mozna zastapic to bulka tarta, jesli sie takowe cudo posiada...)
-3 czubate ;-) lyzki oliwy
-sol, swiezo mielony czarny pieprz

A na sos:
-100 ml jogurtu naturalnego
-100g miekkiego sera koziego
-12 lub wiecej listkow miety
-duza szczypta soli

I chleb pitta.

Przyrzadzenie banalne: wszystkie skladniki mieszamy rekami. Odstawiamy na 1/2 godziny do lodowki, zeby sie smaki przezarly (czy okreslenie "przezarly" jest znane tylko w mojej rodzinie? Czy wasze mamy, babcie, ciotki tez mawialy, ze skladniki musza sie przezrec? Bo jakos w jezyku pisanym bardzo kolokwialnie mi to brzmi...). Niech sie zatem skladniki/smaki przegryzaja nawzajem, a my robimy w tym czasie sos: czyli znow mieszamy wszystko, najlepiej na gladka mase.
Jak miesko bedzie juz zimne i przezarte, to albo formujemy male kulki i nadziewamy je na patyczki szaszlykowe i grillujemy, albo nie nadziewamy ich na nic tylko smazymy na malym ogniu na patelni.
Przepis wydaje mi sie o tyle fajny, ze jagniecina, ktora co poniektorym smierdzi moczem (sorki) w tym przyrzadzeniu traci swoj naturalny aromat (hi, hi) i jest calkiem smaczna!

niedziela, 14 czerwca 2009

Weekend leniwy i sloneczny. Bylismy na grillu u znajomych. Wrocilismy z lupem: z pelna siata nowych dobranocek po polsku. Grzeska zaatakowala coroczna zmora, alergia na trawy. Mimo to, zazywszy zyrtek dzielnie walczyl z trawa i kosiarka.

Dziewczynki rysuja.

Emi w sloncu.

Kwasna mina Niny, a przeciez galaretka smaczna. Kolega za to dzielnie walczy z deserem.

Lukasz.

Nina po kapieli w baseniku. Zadowolona.


I znowu jedza.

piątek, 12 czerwca 2009

Jakiegos przesadnego lata nie ma. Wlasciwie nie ma go wcale, ale dzis slonce zaszczycilo nas swoja obecnoscia i temperatura tez wyraznie powyzej zera ;-) wiec napelnilysmy basen i co odwazniejsi (odwazniejsze) korzystaja z jego urokow. Glownie Emi, Nina tez, ale po krotkich namowach i przy uzyciu lekkiej perswazji ze strony siostry.

Wlasnie, oto Emcia uzywajaca wszelkich dostepnych srodkow majacych zachecic Ninke do kapieli:

A to Nina chowajaca sie za krzeslami. Biale plamy na zdjeciu (wpatrzyc sie prosze), to krople wody.

A poza tym: byli dzis u nas strazacy. Przyjechali wieeelkim wozem strazackim (sasiedzi zrobili zyczliwe halo zagladajac do nas, czy aby przypadkiem sie nie palimy...) i zalozyli nam alarmy przeciwpozarowe. Pisze o takiej bzdurze, bo byla to nielada atrakcja dla dziewczyn. Kazda z nich na wejsciu dostala mnostwo naklejek. Emilka sama ochoczo przywitala strazakow, otworzyla im drzwi, przedstawila sie, poinformowala, ze jest ksiezniczka, pokazala swoj zestaw kosmetykow (!), a na koniec wreczyla strazakom swoj piekny rysunek z tulipanami. Panowie strazacy byli oniemiali i obiecali, ze przywiesza go na honorowym miejscu u siebie w biurze.

wtorek, 9 czerwca 2009

O tym jak poznalam Martoline i jej druzyne

Po 5 latach znajomosci w koncu sie poznalysmy...


Zdanie powyzsze, mimo absurdu w nim zawartego, jest jak najbardziej prawdziwe. A wszystko dzieki internetowi. Historia znajomosci na miare czasow wspolczesnych: my z Krakowa, Marta (forumowa Martolina) z Warszawy, a spotkalysmy sie po raz pierwszy w realu w Greater London. Dotrzec nie bylo latwo, korek przetrzymal nas w odleglosci 5 mil przed Cheam az poltorej godziny (!)...

Na miejscu okazalo sie, ze zostalismy przyjeci przez najbardziej goscinna rodzine jaka do tej pory poznalam. Michalek (nota bene dzien starszy od Emi) oraz Macius (tez prawie rowniesnik Ninki) absolutnie nas urzekli: dziewczyny od razu zaczely sie z nimi bawic jak ze starymi kuplami z piaskownicy. Rodzice bawili sie rownie dobrze co dzieci, szczegolnie wieczorem, gdy Artek po raz kolejny (po drodze byl jeszcze obiad) zaserwowal nam wysmienity posilek. Wspolne lepienie sushi zbliza ;-)



Mistrz kuchni sie relaksuje.

Domowe sushi nie tylko smakowalo wysmienicie...

... ale bylo go tez mnostwo.




Nastepnego dnia wybralismy sie do Natural History Museum w Londynie. Wycieczka wysmienita, mnostwo atrakcji, z ktorych chyba najwspanialsze byly dinozaury. Dzieci byly zachwycone! Szkielety dinozaurow, skamieliny, ruszajace sie i ryczace wielkie t - rexy.

Do centrum dotarlismy autobusami. Emi i Michalek obowiazkowo na gorze, w pierwszym rzedzie siedzen!

Z zewnatrz.


Czesc druzyny.

W srodku.

Widzieliscie wniebowziete dziecko? Oto ono!

Ruszajace sie dinozaury nie robily tak rozkosznego wrazenia...

... co ich dopiero co wyklute maluchy.

Cala czworka pozuje przed gablotami.

Troche wiedzy o czlowieku...

...i domyslow na temat kosmitow.

I cos, co dzieci lubia najbardziej -lizaki (ktore nota bene Grzes kupil od polskiej sprzedawczyni).


Okazalo sie, ze nasze dzieci od razu odnalazly wspolny jezyk (i wbrew pozorom nie mam tu na mysli polskiego...) - Nina i Macius w ten sam sposob okreslaja "plac zabaw" slowem brzmiacym "bauaw" (cos w tym stylu), a Michalek i Emilka dziela sie spotrzezeniami na temat aut (Michalek: "moje ulubione auto to porsche!"A Emi na to: "A moje ulubione auto to nissan micra!") Wielkim powodzeniem cieszyla sie zabawa w potwory: dzieciaki przebieraly sie w maski halloweenowe i straszyly nawzajem. Wieczorem natomiast bylo wspolne czytanie ksiazeczki przed snem. Grzes udowodnil, ze przeczytanie jednej ksiazki czworce dzieci jest mozliwe. Dobrze to rokuje na przyszlosc ;-) Oto on w akcji:


Wyjezdzalismy wziawszy wczesniej obietnice od Marty i Artka, ze odwiedza nas w sierpniowrzesniu na uczte pierogowa. Mamy nadzieje w ten sposob odwdzieczyc sie za przemila atmosfere i niespotykana w tych czasach goscinnosc! Martus, wieeelkie dzieki. Bardzo zaluje, ze nie mieszkamy blizej... ale kto wie, gdzie nas jeszcze wyniesie, moze w strone Londynu, ktory mnie po raz kolejny oczarowal...

środa, 3 czerwca 2009

Szczyt szczerosci

Emilka: Mamo, jak sie patrze w lustro, to jestem zachwycona!

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Slonecznie

Gdybym mieszkala, zeby daleko nie szukac slonecznych miejsc, powiedzmy w Hiszpanii, to bloga tego by nie bylo. Piekna pogoda nie tylko inspiruje, ale rowniez zobowiazuje. W domu wysiedziec sie nie da, a doba nagle rozciaga sie i tyle mozna w ciagu tych kilkunastu godzin zrobic!
Slonce jeszcze przez 2 dni zapowiadaja, wygrzebalysmy letnie falbano - kwiato - zwiewno szmaty i sie ciepelkiem cieszymy.

Hmm, po chwili zastanowienia: blog w Hiszpanii tez by byl. Kupilabym sobie laptopa i pod drzewem oliwnym pisala...

Współtwórcy