niedziela, 31 października 2010

Zdjecia z Krakowa

Nareszcie udalo mi sie z tymi zdjeciami. Tyle sie dzieje, ze nie mam czasu pisac. Moze jak Emi wroci do szkoly uaktualnie bloga. Narazie tyle:

http://picasaweb.google.com/demendecka/Krakow2010?feat=directlink

czwartek, 28 października 2010

Bez wartosci

Dochodze do wniosku, ze przedmioty nie maja w Anglii zadnej wartosci. Po tym jak trzeba bylo wyrzucic drukarke, bo sie jedna czesc zepsula i nie oplacalo sie naprawiac, przyszedl czas na samochod, w ktorym niesprawny okazal sie byc immobilizer i auto trzeba bylo zezlomowac. Paranoja.

niedziela, 24 października 2010

Piatka chorych

Wszyscy chorujemy. Dzieciaki, niestety, znosza to najgorzej. Ferie zapowiadaja sie wiec domowo, bo bol gardla ostry, goraczka wysoka i nosy pozatykane. Ale za to humory dopisuja, dzieci ciesza sie domem i swoimi starymi zabawkami odkrytymi (po raz kolejny) po powrocie z Polski.

czwartek, 21 października 2010

Lot

To, czego bylismy dzis swiadkami w czasie lotu przekroczylo wszelkie granice. Wspolpasazerami byli polscy robotnicy, grupka 8, moze 10 facetow, przewaznie mlodych, choc kilku prawdziwkow z wasem pod nosem i siwa skronia tez sie znalazlo. Wszyscy lekko podchmieleni wsiadali do samolotu. W czasie podrozy, mimo wyraznych zakazow, chlali wodke; obsluga zwracala im kilkakrotnie uwage (oczywiscie bez skutku), az w koncu odebrala alkohol. Przy wychodzeniu z samolotu jeden z nich byl tak pijany, ze po prostu zjechal po schodkach na plyte lotniska. Inny zesikal sie w majtki i lazil w oszczanych portkach po lotnisku... Obraz nedzy i rozpaczy...
Latam od 5 lat, minimum 2 razy do roku i takiej choloty jeszcze na oczy nie widzialam. Jestem zdruzgotana.

środa, 20 października 2010

Tesknimy

Juz w poniedzialek czulam lekkie tesknoty za domem. Dzis nie moge sie juz doczekac powrotu do Sheffield. Mimo fantastycznej atmosfery i zapewnienia nam wszelkich wygord przez babcie i dziadka brakuje domu i prywatnosci juz bardzo. Emilka chora, ja tez mam grype. Reszta trzyma sie. Pogoda nam zupelnie nie dopisala: bylo zimno, chmurzyscie i deszczowo. Dziewczynki spedzily mnostwo czasu z rodzina, poznaly prababcie i pradziadzia, byly rowniez w Wieliczce i na przedstawieniu u Moliera - wszystko na zdjeciach pokaze po powrocie. Jak zwykle w takich chwilach nawal przemyslen i obserwacji klebi sie w glowie... Polska cudna, ale bardzo niedostepna finansowo dla nas. Milo, ale tzw dziadostwo bije po oczach (chodniki porozwalane, niekoszona trawa itp). Krakow to wielki plac budowy - nie poznaje swoich rodzinnych miejsc i troche mnie to smuci. Taki moloch sie z tego miasta robi... Ludzie narzekaja strasznie, ale nie widze, by zyli gorzej od nas. Jedzonko, jak zawsze, palce lizac. Ale w ilosciach hurtowych. Z odwiedzin wychodzimy z siatami sernikow, ciast, slodyczy.
A poza tym Romek wszedl w faze lekow separacyjnych i wystarczy, ze wyjde do innego pokoju i zaczyna sie placz wielki.
Ninka wesolutka. Wszyscy sie nia zachwycaja, ze taka laleczka slodka. Emilka troszke przygaszona przez chorobe. I chyba troche oszolomiona tym, ze wszyscy mowia po polsku.
No i to by bylo na tyle.

niedziela, 17 października 2010

Czyta

Wlanie zbieram szczeke z podlogi. Dojsc do siebie nie moge po tym, jak przed chwilka Emilka wziela do reki "Alicje w krainie czarow" i zaczela czytac. Ot tak sobie, swobodnie, slowo po slowie, bez literowania, dukania, skladania sylab. Jak DOROSLY!
Jestem zszokowana, bo ani razu nie uczylam jej czytania. W szkole uczy sie czytac po angielsku i wiedzialam, ze slicznie daje sobie rade, ale ze po polsku tez potrafi... nie spodziewalam sie... nawet nigdy jej nie prosilam, by mi cos przeczytala... Dopiero dzis babcia Marysia to odkryla.
O rany!!! SZOK!!! Glupio mi troche, ze nie wiedzialam o tym wczesniej.

Rodzina

Rodzina spotykana raz do roku robi niesamowite wrazenie. Nawet moja macocha wydaje sie byc mila kobieta.
Niektorzy sie postarzeli bardziej niz inni przez ten czas: babcia Marysia nabrala okraglych ksztaltow i moj tata jakby sie troche pogarbil, zmniejszyl, posiwial i stracil wigor. Mama jak zawsze mloda laska, bez ani jednej zmarszczki na twarzy. Siostre mam juz wielka babe, mimo, ze ma lat osiem dopiero.


Z innej beczki:
Wczoraj wieczorem jadlam po raz pierwszy ostrygi!!! Przelamac sie bylo ciezko, ale nie zaluje. Kurcze, smaczne sa! W Sheffield wyprobujemy nasze.

piątek, 15 października 2010

Pl - pierwsze wrazenia

Jestesmy w Polsce. Podroz minela nam szybko i przyjemnie. Dziewczyny oraz Roman to dzielne dzieciaki i wytrawni podroznicy. Jestem z nich bardzo dumna.
Pierwsze moje spostrzezenia z Polski w punktach:
1. Pospiech! wszyscy sie gdzies spiesza, pedza, leca. Jazda autobusem przypomina jazde w wesolym miasteczku na kolejce.
2. Zimno! Jednak te 10 stopni robi roznice. Zmarzlam wczoraj.
3. Ludzie tacy pochmurni i szarzy na twarzy, ale jednoczesnie bardzo mili i sympatyczni, gdy ich zaczepic. Wszyscy nam ustepuja miejsca w autobusach i tramwajach!
4. Ulice szare - modny jest nadal czarny, bury, szarobury, szary, ziemisty... itp. Polki wg moich obserwacji boja sie kolorow i eksperymentow garderobianych. Na masowa skale przypomina to mundurki chinskie. Widac baaardzo duza roznice miedzy ulica nagielska (nawet zapyzialego Sheffield) a ulica polska.
5. Drogo! Tak drogo jak w Anglii. A srednia nadal 3 tysiace z hakiem. Angielska 9. Starsi ludzie biedni - znoszone plaszcze, cerowana odziez.

Bylismy wczoraj na Rynku, obowiazkowo na kawie w Powincji, w galerii w sukiennicach i na obiedzie u Babci Maliny (pieczone pierogi z miesem kroluja, nawet Nina sie skusila na kilka). Spacerowalismy po naszych uliczkach (trafilismy miedzy innymi na moj wydzial; okazalo sie, ze go przeniesli!), ale w duzym pospiechu, bo bylo zimno i wietrznie, a ja bylam typowo po angielsku ubrana - bluzeczka i kurteczka... A tu juz chyba czas na czapki, szaliki, rekawiczki. Bylo fantastycznie zobaczyc te swoje miejsca, poczuc sie w domu. Znow sobie obiecujemy szybki powrot, choc rzeczywistosc finansowa bywa bardzo brutalna i pewnie znow skonczy sie to jedynie mzonkami o Krakowie. Niezbyt to optymistyczne, ale prawdziwe. I jak zwykle w zetknieciu z Polska pojawiaja sie te niemile uczucia, ktorych chcialoby sie nie miec. Zazdrosc, ze inni moga tu mieszkac, a my nie dajemy (nie dalismy i nie dalibysmy) sobie rady finansowo. Takie poczucie, ze nas ta Polska - brzydko mowiac - troche w dupe kopnela i ze musimy za chlebem gdzies daleko sie platac.
Dziewczynki przeszczesliwe - dom babci, to taki prawdziwy babciny dom. Jest w nim mnostwo ciepla, duza rodzina, gory zabawek i ksiazeczek, PIESEK Falko, pyszne jedzonko.
Romek zachwycil rodzine. Rozdaje usmiechy i lapie za serce doslownie kazdego.
Spotkan mamy mnostwo - dzis z Robertem i maja mama. Jutro z tata i jego rodzina.
Mam mnostwo slicznych fotek, ale czasu teraz brak, wiec chyba dopiero w Sheffield zajme sie galeria i wszytko hurtem wstawie. Zmykam i jesli czas pozwoli cos tu napisze z Krakowa.

wtorek, 12 października 2010

Siedze!



poniedziałek, 4 października 2010

nina tanczy

niedziela, 3 października 2010

Zabek!

Romek ma pierwszego zabka! Dolna jedynka juz mu sie przebila. Zaraz bedzie druga.
A na dodatek mamy dzis pierwsza w calosci przespana noc. 7 godzin snu, bez pobudki - czuje sie jak bogini.

Współtwórcy