niedziela, 21 czerwca 2009

:-)


Absolutnie nic wyjatkowego nie robilismy w ten weekend. I bylo fantastycznie. Rytualnie i spokojnie, z taka sobie pogoda, sredniawym sloncem i OGRODEM, ktory jest dla nas skarbem wartym kazde pieniadze. Wystarczy, ze jest wzgledne 15 stopni powyzej zera i nie leje, a dziewczyny od rana do wieczora przebywaja na swiezym powietrzu. Jest bezpiecznie, maja mnostwo miejsca, moga sie bawic w ganianego (jak powyzej, na przyklad z tata), kopac pilke, kapac w baseniku, sadzic ze mna kwiatki i warzywa (warzywniak rosnie w sile! jest szczegolnie duzo krzaczkow mojego ukochanego bobu!), rozbijac namiot indianski, robic podchody z tata, albo scigac bialego kota sasiadki...
Wszelkie place zabaw, centra rozrywki dla dzieci, skwerki, laski, baseny i inne odpadaja przy tym wlasnym kawalku trawy i kilku krzaczkach. Nie chce sie nam walesac, tachac wozkow, nosic toreb, pamietac o pieluchach, piciu, jedzeniu i wszystkim innym, niezbednym. Tu mozna po prostu wyjsc z domu w przyslowiowej pidzamie i kapciach, z kubkiem domowej kawy i usiasc wygodnie w cieniu wisni. Nic nie robic, patrzyc na dzieci, delektowac sie spokojem w rodzinnym gronie.
I wlasnie to robilismy przez te 2 dni.


To zdjecie, w ktorym nie do konca mieszcze sie w kadrze, jest pierwszym, wlasnorecznie wykonanym przez Ninke!


Dziewczyny bawia sie z tata w taczki.

Rodzice tez sie bawili w taczki, ale zdjecia ktore zrobila nam Emilka absolutie tego nie pokazuja, wiec pomijamy dokumentacje fotograficzna tegoz zdarzenia ;-)

Malowanie obrazow akrylami. Grzesiek mowi na Emi "moj maly picasso". Obraz narazie schnie i czeka na oprawe, a potem zawisnie w pokoju malarki.


Bylismy tez na wycieczce rowerowej po najblizszej okolicy. Szybko sie jednak znudzilo pedalowanie, gdy zapowiedzielismy na kolacje kukurydze. Nawet nie przepadajaca za jedzeniem jako takim Nina zjadla 2 kolby!

A w niedziele wymyslily niekonwencjonalne zastosowanie dla dzieciecego baseniku.

Skoro za zimno na wode, to moze drzemka pod golym niebem sie uda...
A propos spania. Czytanie ksiazeczek przed snem przybralo postac zupelnie zaskakujaca i bez precedensu w naszym domu: w sobote Emilka opowiedziala tacie bajke na dobranoc. I poszla spac. Nina natomiast od kilku dni po prostu pada z nog i nawet ksiazeczek jej nie czytamy. To efekt mocnego postanowienia, by oduczyc ja dziennych drzemek na rzecz wczesniejszego usypiania. Jak narazie pelen sukces :-) O 19:30 juz spi. Bez pobudek. Do oporu, ktory w weekend przypada na okolice godziny 9.

2 komentarze:

kejtko pisze...

Cudny, radosny wpis. I super radosne zdjęcia!!!!!
Świetni jesteście.
Kasia

d pisze...

Kasia, dzieki, od Mistrzyni Fotografii takie slowa to wielka przyjemnosc!

Współtwórcy