niedziela, 21 września 2008

home, sweet home



Juz tydzien temu wrocilismy do domu, ale czasu ciagle brak, wpis do bloga odkladam z dnia na dzien i jesli dzis nie uzupelnie, to marne szanse, ze zrobie to kiedykolwiek. Tak wiec, bedzie skrotowo ( w koncu jest niedzielny wieczor...) i raczej zdjeciowo.
Pojechalismy na dobre wyprowadzic sie z Polski. Po prawie trzech latach "zawieszenia" miedzy UK a Pl zlikwidowalismy nasze krakowskie lokum stajac sie tym samym emigrantami pelna geba. Od tej pory przylot do Krakowa bedzie wizyta "u kogos", a nie powrotem do wlasnego mieszkania - to bardzo duzo zmienia, zamyka pewien rozdzial w zyciu i unaocznia ogrom wydarzen jakie za nami. Spakowanie wszystkiego w pudla, rozkrecenie szaf, wywiezienie mebli zajelo nam prawie caly tydzien. Wracajac do Sheffield bylismy wszyscy bardzo zmeczeni nie tylko wrazeniami z wycieczki, ale tez zwykla fizyczna praca.
Dziewczyny czuly sie tam doskonale - bezblednie przypomnialy sobie czlonkow rodziny (glownie mowie tu o Ninie, ktora przy ostatniej wizycie miala przeciez niespelna rok). Babcia Marysia porwala nam Emilke na cale dwa dni. Najpierw wybraly sie (razem z ciotka Teresa i wojkiem Ryskiem) do zoo:



A nastepnie zwiedzaly zamek na Wawelu:


I poszukiwaly smoka:



Emi poplynela tez z babcia w swoj pierwszy krotki rejs katamaranem do Tynca i z powrotem! Wrocily poznym wieczorem, zmeczone, zadowolone i... niestety bez zdjec dokumentujacych ta babska przygode. Nina w tym czasie czarowala dziadka Jurka pozujac do zdjec w kapeluszu:



A tu juz z ciotka Beatka. Emi zajada sie najpyszniejszymi na swiecie winogronami z babcinych winorosli:



Dziewczyny zaliczyly rowniez wizyte w osiedlowej piaskownicy (w Anglii nie ma nigdzie piaskownic - kiedys mnie to dziwilo, dzis wydaje sie oczywistoscia przy tutejszej deszczowej pogodzie):



I ze dwa razy udalo sie nam wyrwac na Rynek. Tutaj Mama z dodatkowym wozkiem, w ktorym spi malutki Stas (syn Agi):



A poza przyjemnosciami - jak juz wyzej wspomnialam - bylo pakowanie, rozkrecanie, ukladanie, segregowanie, wyrzucanie, skladanie, podnoszenie, wywozenie...


Az nasz dom powoli zaczal wygladac tak:



Dziewczyny mialy radoche, bo nagle "przybylo" metrow, mozna bylo biegac do woli, a gdyby rower byl na skladzie, to i na tor wyscigowy znalazloby sie miejsce!

Tak wiec wrocilismy do domu. Nie zamykajac sobie jednak do konca furtki z napisem "Krakow", ale o tym przy nastepnej wizycie...

piątek, 5 września 2008

Lingwistycznie i czestochowsko

W czasie, gdy najmlodsza czlonkini naszej rodziny uczy sie wymawiac wlasne imie, warto przygladnac sie blizej nazywnictwu, jakie stosuje ( i nie tylko zreszta ja) do okreslenia moich corek. Od czasow zamierzchlych (sprzed dzieci) "przyjelo sie", ze imie jest rzecza calkiem symboliczna i stanowiaca jedynie przyczynek do wszelkich zmian, udziwnien, zdrobnien i zgrubien, ukwiecen i innych zabiegow lingwistcznych sluzacych rozmaitym celom. O celach pozniej, narazie o imionach samych w sobie.

Imie dla Emilki wybieral Tata. Bylam tak przejeta zblizajacym sie porodem, ze trudno bylo mi zdecydowac sie na ktorekolwiek z kilku wybranych. I dobrze. Bo na liscie byly rozmaite kwiatki... Szybko po porodzie okazalo sie, ze Emilka bedzie dziewczynka o tysiacu imion - najpierw bylo urocze i slodkosciowe Milka, nam jednoznacznie kojarzace sie z czekolada. Potem zapanowala moda na Emme (wymawiane z podwojnym, pretensjonalnym "m"). Wreszcie wpadlismy na pomysl nazywania corki Emi. Tak zwracamy sie do niej najczesciej. Ale nie tylko tak. Zostaje przeciej Emilia, Emka, Milula, Milencja i najslodsze ze wszystkich Mimi oraz Miminka. Miminke wymyslila sama Emi, co zreszta jest gdzies na filmikach rodzinnych nagrane i doprowadza Mame niezmiennie do lez wzruszenia.

Potem pojawila sie Nina. Dlugo musialam namawiac Tate na to imie, ale sie udalo (juuupi!). Nina od poczatku byla Nina, Nineczka, a starsza siostra wymyslila dla niej Ninunineczke (!) Obecnie Nina jest Nin, oraz Ninusem. Ninus to taki maly smok, w ktorego wciela sie najmlodsza, nie bedac zreszta do konca swiadoma roli, w jaka wtlacza ja Emi wczasie wspolnych zabaw. Oprocz tego Nina jest Ninula, Ninencja i Nincia. To ostatnie jest zdecydowanym faworytem lingwistycznym Mamy.

Tak wiec nie jedno imie kazda z dziewczyn nosi :-)

Tradycja, jak pisalam wyzej, nadawania mnostwa imion, wziela sie z czasow sprzed dzieci, gdy to psy robily nam za dzieci. Byla suczka Daczes i pies Falko. Daczes szybko okazala sie byc Daczula, Daczencja, Daczusia, Daczulerka (!), Daczka. Falek natomiast zwany byl Felor, Feilor, Falul, Falus, Felek, Fallus... Najsmieszniejsze jest to, ze psy nasze reagowaly na wszystkie z powyzszych imion - pewnie sie biedulki przyzwyczaily, ze nalezy reagowac na cokolwiek zaczynajace sie na D w wypadku Daczes i na F w przypadku Felka.

Inicjatorem tych zabaw z imionami jest moj maz. Z zawodu architekt, z usposobienia kabareciarz. A poniewaz nuuudzi sie potwornie ostatnimi czasy w pracy, sle mi maile wierszowane, by czyms te nude zabic. Ja natomiast cytuje je tutaj, by ku pamiatce i "przestrodze" potomnym przekazac:

"Byla kupa i dwie kawy

Calkiem dzis ten dzien ciekawy."

"Rysowalem dzis detale,

Chociaz sie nie chcialo wcale."

Tytul: W biurze

"Cada z rana odpalilem,

Wnet go jednak w dol zrzucilem,

Czytam newsy,Wtem wszedl szef...

W czaszce mi buchnela krew,

Mysle: pracy koniec nieciekawy!On zas: herbaty chcesz czy kawy?"

Tytul: 16:00

"Walne zaraz lbem o stol

Jeszcze godzina i pol"

Tytul: internetowa prognoza pogody

"Otworzylem bi bi si

i chec zycia spadla mi"

Byl jeszcze jeden o pracoholiku i mece jaka jest dla owego praca w UK, ale nie przytocze, bo niecenzuralny i nie nadaje sie do dzieciowego bloga. Wydawcow zainteresowanych poezja pana G informuje, ze tomik jest jeszcze w przygotowaniu...

czwartek, 4 września 2008

Domowo

Gdy jest tak jak dzis - zimno, ciemno, pochmurno, wietrznie, deszczowo - a jest tak calkiem czesto, siedzimy glownie w domu i broimy. Prym wiedzie Emi, aczkolwiek mlodsza siostra szybko sie uczy! Mam nadzieje, ze fascynacja malunkami na ciele zakonczy sie u naszej corki w wieku przedszkolnym i nie zostanie przedluzona na lata kolejne pod postacia wszelakiej masci tatuazy ;-)


Emi zafascynowana smokami, buduje dla nich JAME. Tutaj widzimy gustowna jame z koca, poduszki, stoliczka grajacego i "takiego czegos" do robienia brzuszkow:

Posiadanie starszej siostry ma swoje zalety: Emi organizuje Nince mnostwo zabaw, a gdy jej zabraknie, to troche jest smutno w domu:

No tak, tego sie mozna bylo spodziewac: Emi pod komputerem slucha Stinga:

Mowilam, ze Nina szybko sie uczy!


A na koniec troche obrazow ruchomych wraz z podkladem muzycznym w wykonaniu Niny:


niedziela, 31 sierpnia 2008

Nina gada

Dzis rano.
Nina: Da(j)! Da(j)!
Tata: Co chcesz? Slodycza?
Nina: LI - ZA - KA!

środa, 27 sierpnia 2008

Tak, tak, tak

Nineczka jest przeslodka. Na wszystkie pytania odpowiada ochoczym "taaak" potrzasajac przy tym przekonywujaco glowka. Jest absolutnie cala "na tak", co zapewne, dla rownowagi panujacej w przyrodzie, znajdzie swoj rychly koniec gdzies za okolo pol roku, w okolicach kwietnia 2009. Tak wiec odnotowuje dla wlasnej satysfakcji i ku pamieci, ze Nineczka jest slodziutkim cukiereczkiem, ktory tak pieknie na wszystko sie zgadza, przytakuje i z ochota przystaje na kazda propozycje Mamy, Taty i Siostry.



Czasem mam wrazenie, ze nie do konca wie na co sie zgadza, co czyni jej postawe tym ukochansza.
Poza tym rozgadala sie - powtarza za nami rozne slowa. Do poprawnosci brzmieniowej im daleko, moze nawet tylko my jestesmy w stanie rozroznic niektore niuanse, ale jest to mimo wszystko wielka zmiana i wielkim krokiem do przodu. Nawet trudno mi teraz przywolac w pamieci ostatnio wymowione slowa - mnostwo tego jest, bo Ninka lubi po prostu mowic. Moze ciekawszym przykladem bedzie wypowiedziane prawie calkiem poprawnie slowo "ziemniak" (bez "k" na koncu).



Poza tym najmlodsza nadal zabkuje jak najeta - u gory ma juz czworki, z dolnymi byl problem, bo bolalo ja strasznie. Zostala jeszcze jedna, ktora mamy zamiar powitac tutaj, a nie na zblizajacym sie wyjezdzie. (I mamy nadzieje, ze sie czworka dostosuje do rodzinnych planow, he?)


A od przyszlego poniedzialku Emi wraca do przedszkola. Bardzo wyrosla przez wakacje - przed chwila nalozylam jej dawno nie uzywana pidzame i z niemalym zdziwieniem zauwazylam, ze nogawki i rekawki sa o jakies 2 centymetry za krotkie! Coz sie dziwic, skoro Milka ciagle by tylko jadla, co chwile slysze kategoryczne"mama, daj mi jesc" - 2 obiady dziennie, to od jakiegos czasu norma!

wtorek, 26 sierpnia 2008

Militarnie

Dlugi weekend minal - jak to zwykle bywa - zbyt szybko. Ledwo czlowiek sie w wypoczywaniu rozpedzil, a tu juz po calej zabawie.



W Norfolku byly pokazy militarne - jak co roku o tej porze rekrutowali do armii, byly porozstawiane namioty z zolnierskimi przebierancami, rozegrano rowniez bitwe na niby.



Grzeskowi, jak widac, najbardziej do gustu przypadl o glowe nizszy niemiecki wojak :




Huk powodowany wystrzalami z armat byl potezny. Na moich corkach nie robil jednak najmniejszego wrazenia.


Z zaciekawieniem za to ogladaly historyczne kostiumy:


środa, 20 sierpnia 2008

Nudy



Po pasjonujacym lipcu nastal czas nudy. Sierpniowe dni ciagna sie i dluza, pogoda zalamujaca, brak wiekszych atrakcji w planach na najblizsze chwile. Emilka powtarza w kolko pytanie "kiedy sie te glupie wakacje skoncza?" - teskni za przedszkolem, dziecmi, atrakcjami, co jest dla mnie o tyle pozytywna informacja, ze lubi towarzystwo ludzi, ze chce byc w grupie, ze nie zraza sie trudnosciami zwiazanymi z porozumiewaniem sie w obcym jezyku. Tak wiec czekamy na wrzesien, miedzy innymi ze wzgledu na wyjazd do Polski, ktora jawi sie nam jako kraj szalenie ciekawy, szczegolnie w swietle doplywajacych tu i owdzie informacji o zmianach, jakie zaszly w naszej ojczyznie. Pojedziemy, zobaczymy. Emilka nie moze sie juz doczekac spotkania z Falkiem. Zastrzega rowniez przy kazdej rozmowie telefonicznej z dziadkami, ze dziadek Jurek musi koniecznie wylaczyc zegary, bo ona sie ich boi. Chodzi o wielkie zegary scienne, ktorymi obwieszony jest dom tesciow - kiedys byly one atrakcja numer jeden dla malej Emilki, uwielbiala, gdy bily, kukaly i dzwonily. Dziadek - specjalnie dla wnusi - nakrecal je po kilka razy dziennie i psul mechanizmy, byle malutka Emilka mogla posluchac kurantow. Teraz - nie wiadomo dlaczego - staly sie dla niej koszmarem sennym i najstraszniejszym horrorem. Moze dziadek w pewnym momencie przesadzil z tym "bim - bam" i przestraszyl mloda?





Z nudow wykombinowalismy, ze postaramy sie zblizyc z natura i oswoimy swe wybitnie miastowe dziewczyny z przyroda. Niech Nina wie jak wyglada krowa i czym laka w lecie smierdzi najbardziej. Przy okazji niech nauczy sie "muuuuuczec", bo przyda jej sie to dopoki nie wymowi trudnego "krowa".





Nina przejawiala spore zainteresowanie kopytnymi. Dla Emilki jednak, najwieksza atrakcja spaceru byla kolezanka (chyba juz raczej przyjaciolka?) Zosia. Dziewczynki caly czas biegaly, byly zajete tylko i wylacznie soba, smialy sie i bawily oraz przytulaly:




No wlasnie, spacerowaly za raczke:

Emi po powrocie ze spaceru wyznala rozbrajajaco, ze woli Zosie od Niny. Na Nince nie zrobilo to chyba wiekszego wrazenia. A przynajmniej nie takie, jakie robi latanie do gory nogami w objeciach taty.

Akrobacje powyzej stanowia tylko czesc programu pod tytulem "nie pozwolmy Ninie na kolejna drzemke". W koncu jakas tam czesc wieczoru nalezy sie prawnie rodzicom, prawda?


Emi testuje: wpadne do wody, nie wpadne?


A na koniec wspolna, czteroosobowa fotka. Malo takich mamy, zawsze KTOS (czytaj: Mama) musi trzymac aparat, wiec tym cenniejsza w zbiorach rodzinnych. A ze na dodatek ladna...


Aaaa, bym zapomniala dodac, ze Nina zabkuje. Wyszly jej gorne czworki (albo piatki?), a teraz czas na dolne. Czy ja pisalam wyzej o nudzie? To chyba mi sie jednak cos pomylilo - mloda robi taki raban, ze o stagnacji byc mowy nie moze. Nocne pobudki co godzina, strajk glodowy itp atrakcje. Czy zatem mozna mowic o nudzie z dwojka malych dzieci?

poniedziałek, 11 sierpnia 2008

Kjecik, Titućka, Smok i inni

Z cyklu: ULUBIONE MOICH DZIECI


W historii naszej Rodziny bylo juz cale mnostwo ulubionych zabawek Emilki. Kolejno odliczajac:


1. Czarodziejskie Jablko - pierwsza zabawka, jaka dostala Emi. Usypiala (albo i nie - zaleznie od humoru) przy niej do 2 roku zycia. Pozytywke bralo sie ze soba wszedzie, na wakacje, do samolotu itp, bo wiadomo, ze bez jablka nie zasnie, a jak nie zasnie, to my rowniez nie zasniemy, wiec bedzie kicha. Wczoraj odgrzebalam Czarodziejskie Jablko pod lozkiem Emi - cale zakurzone, zapomniane i zlekcewazone. Okazalo sie, ze na siostre dziala rownie dobrze, co na Eme - Nina byla niepocieszona po tym, jak rozwalila sobie palucha. Dopiero pierwsze nutki Jablka zdolaly uspokoic ryk studecybelowy. Od tej pory Jablko ma swe honorowe miejsce w pokoju Niny.



2. Ulubionym bohaterem kreskowek byl i jest Krecik. Nie wiem jakim cudem udalo sie nam wypatrzyc kiedys w Asdzie krecika identycznego z tym filmowym! Emilka nie rozstawala sie z nim ani na chwile. Kjecik i kjecik, od rana do wieczora kjecik. Rodzice drzeli na sama mysl, ze mogloby sie cos zlego stac kjecikowi. Z reka na sercu moge powiedziec, ze wybudzona o 12 w nocy ze snu bylam w stanie w minisekundzie powiedziec gdzie sie ow kjecik wlasnie znajduje! Do kompletu dostal (jak to w bajce rowniez bylo): myszke (totalnie wzgardzona, dlaczego? - nie mam pojecia) oraz wiewiorke. Wiewiora ochrzczona zostala Titućką. Wg Emi brzmieniowo Titućka przypomina slowo "wiewiorka". Hmmm...



3. Smok. Ema kocha smoki od niemalze roku. Ma ich calkiem spore grono, ale jest jeden ukochany:



Trudno go przegapic, bo pojawia sie na wszystkich zdjeciach, na ktorych jest Emi. Mloda zabiera go ze soba wszedzie. Przez cala dobe sa nierozerwalni. Nawet teraz, gdy spogladam na nia, jak bawi sie z tata, widze, ze w prawej rece sciska smoka. Przytulanka nosi juz znamiona sporego zuzycia - ma wielka dziure na prawej nodze, oczy wytarte, futerko przybrudzone. Slowem: obraz nedzy i rozpaczy.


A Nincia? Caly wpis o starszej siostrze?
Tak, bo Nina ma jedna jedyna ukochana zabawke, z ktora sie od urodzenia nie rozstaje: pieluszke tetrowa.




Ps. Jak widac zdjecia wygrzebalam z archiwum. Jablko oraz Ema (z przemadrym wyrazem twarzy charakterystycznym dla niemowlat) pochodza z okresu, gdy najstarsza miala 9 tygodni. Zdjecie z Kjecikiem jest z marca 2007, Smok sprzed kilku dni, a dziewczynki z tetrowka z lipca 2008r.

piątek, 8 sierpnia 2008

Lina z ostrym proszkiem

Z cyklu: ULUBIONE MOICH DZIECI


Czym jest lina z ostrym proszkiem?

*Jest spelnieniem marzen o cudownej slodkosci pewnej (prawie) czterolatki.

*Jest delicja najwyzszej klasy, ulubionym slodyczem.

*Jest czyms, czego Rodzice owej czterolatki nigdy nie wzieliby dobrowolnie do ust.

A tak naprawde jest najdziwniejszym slodyczem jaki widzialam: jest bialym, kwasnym proszkiem (przypominajacym peerelowska oranzade w proszku) i kawalkiem lukrecji, ktorym sie ow proszek je. Emi uwielbia "Sherbet" i jest w stanie zdradzic go jedynie dla ogromnego lizaka, uwiecznionego na zdjeciu ponizej. Sa to typowo angielskie slodycze, nie spotkalam sie z nimi nigdzie indziej i wydaje sie (sadzac po "niedzisiejszych" opakowaniach), ze sa tradycyjnymi slodkosciami z tego rejonu. Ciekawe, czy dorosla Emcia bedzie czula do nich sentyment podobny do tego, ktory czuja jej Rodzice do "drazy kakaowych" w opakowaniu zastepczym (jak sie one nazywaly?)...



A tu kolejna zagadka: do czego sluzy wyciskacz do czosnku? Do robienia makaronu ciastolinowego!

Apetyczny?



I filmik. Plac zabaw i mlode bawiace sie w berka. Mniej wiecej tak wygladaja poranki w naszym domu. Dziewczyny od 6 rano biegaja po pokojach, gonia sie, wywracaja "na pokaz", podkladaja sobie nogi i pokladaja sie ze smiechu. A potem nastepuje zlowroga cisza - znaczy, ze albo cos wspolnie broja, albo urzadzily sobie wlasnie seans biblioteczny. To drugie zdarza sie zdecydowanie czesciej.



I na koniec male wyjasnienie: nazwa "lina z ostrym proszkiem" zostala nadana przez Emilke. Pewnego dnia zdumiona Mama uslyszala od corki prosbe: "Maaamooo, kup mi taka line z ostrym proszkiem..." Dobrych kilka chwil zajelo mi domyslenie sie o co moze jej chodzic. No i tak juz zostalo.

czwartek, 7 sierpnia 2008

Update



Troche sie wakacyjnie rozleniwilismy i malo pisze. Coz, pogoda ladna, to w domu niewiele siedzimy, staramy sie kazda chwile spedzac na swiezym powietrzu, tym bardziej, ze nie wiadomo kiedy sie lato skonczy. Dziewczyny, jak widac, rosna. Emilka postanowila, ze bedzie czlowiekiem - pajakiem. Konsekwentnie wprowadza plan w czyn, co widac na fotce u gory i w dole:


Ninka dzielnie za nia kroczy. Wiem, pisalam, powtarzam sie. Ale z dnia na dzien Ninie udaje sie coraz wiecej - podpatruje kazdy ruch starszej siostry i dzieki temu rozwija sie bardzo szybko. Zaczyna powtarzac zaslyszane slowa. Wczoraj wprawila nas w zdziwienie, gdy wlaczyla mowiaca zabawke i powtorzyla po niej slowo "red". Dzis z samego rana mowila juz "blue". Wychodzi jej to rewelacyjnie! Oczywiscie nie na kazde nasze: "Nina, powiedz..." chce jej sie demonstrowac erudycje (w koncu to ona decyduje kiedy i co mowi!), ale obiecuje nagrac tych kilka slow i tutaj wstawic. W jej slowniku jest rowniez slowo "noga" a wczoraj powtarzala za mna "tu" pokazujac na obrazki w ksiazeczce. Z dzwiekonasladowczych wyczynow: zegar - "tik-tok"; kotek - "maaau", piesek - wiadomo jak; rybka - "(pl)um; siku - "sssiii"; auto, odkurzacz, suszarka - "buuu"; gorace - "syyy"... no i na tym zakoncze, bo juz mnie sama to nuzy ;-)

Emcia ma wakacje w przedszkolu, wiec cale dni spedzamy razem. Prowadzimy rozmowy trwajace godzinami. Malej buzia zamyka sie tylko w czasie snu, odpowiadam na setki pytan dziennie i przez caly czas musze byc "zwarta i gotowa", bo Ema atakuje non - stop. Zaglebia wszystkie dziedziny zycia, chce wszystko wiedziec, a najlepiej zobaczyc. Z pomoca przychodzi internet: bez przerwy pokazuje malej a to jak wyglada lawa, wulkan, kosmos, a to plemniki, innym razem dinozaury, czy mapa swiata...

Internet sluzy nam rowniez jako zrodlo wiedzy o muzyce - ale o tym - obiecalam sobie - napisze kolejnym razem, bo chce umiescic tu ulubione teledyski Emilki oraz Ninki (a nie umiem jeszcze, musze sie nieco podszkolic w obsludze bloggera) .

O tym rowniez wspominalam kilka tygodni temu: Nina sama je. Ale tak zupelnie sama. Nie ma mowy o tym, by przyjela chociazby lyzeczke jedzenia od kogokolwiek innego niz Nina. Nie pamietam kiedy ostatnio ja karmialam. Dwa miesiace temu, moze wiecej... Tak wiec "obsluge lyzeczki + otwieranie buzi" ma juz opanowane calkiem dobrze. Je, jak kazde dziecko w jej wieku to, co lubi. I basta. A lubi gotowanego kurczaka, jogurty, pomidory, ser zolty utarty, chleb, banany, makaron. Ze stalych hitow, to tyle. Od czasu do czasu skusi sie na inne potrawy, ale generalnie jest tradycjonalistka i trudno namowic ja na eksperymentowanie z kuchnia. Oczywiscie absolutnym hitem sa slodycze, ale o tym w przyszlosci slow kilka w osobnym poscie.


A tu juz mis. Emilka - jak widac - podeszla do niego z ograniczonym zaufaniem.

Kulki (nazwe zna zapewne moja tesciowa), ktore tak uroczo prezentuja sie na fotce sa parzace! Dziewczynki znalazly je gdzies w ogrodzie botanicznym, pobawily sie chwilke, po czym zdumione wyskoczyly z krzakow trac rece jak po spotkaniu z pokrzywami.

No prosze, mis calkiem lagodny:

Botanicznie sie zrobilo, a to i tak tylko mala czesc zdjec kwiatow, lisci i patykow, ktore mieszcze w swoich archiwach. Blog z dzieciowego przechodzi transformacje w kwiatowy ( "dzieci - kwiaty"?). Ale, czy mozna przejsc obok takiego okazu i nie strzelic mu kilku fotek - wyglada zupelnie jakby go biale motyle obsiadly! A jak oszalamiajaco pachnie!

Czasem robimy tacie niespodzianke i odwiedzamy go w czasie lunchu - idziemy razem na spacer, na paczka, kawke, albo pokarmic wiewiory i golebie.

Współtwórcy