niedziela, 11 września 2011

Mam skandalicznie malo czasu i jeszcze mniej sil wieczorem, by wszystko co bylo spisac. Grzes zabral dzieci na rowery do Endcliffa, przykazal nic w domu nie robic, wiec moze opanuje chocby jeden nieporzadek w to popoludnie - na blogu.
Wakacje minely nam szybko, bez pogody, w chlodnawych deszczach, od czasu do czasu w sloncu, z dosyc duza iloscia lokalnych atrakcji. Obiecalam sobie organizowac dzieciom przynajmniej jeden wyjazd dziennie - parki, place zabaw, farmy itp - zdjec sie nawet z tego masa uzbierala, wkleje na bloga przy okazji. Kilka razy napuscilam wode do baseniku i siedzac opatulona w sweter obserwowalam dzikie harce wodne swych zahartowanych dzieciakow. Nic sobie z zimna nie robily :-)
Dziewczynki zzyly sie z soba jak nigdy. Bylam swiadkiem tak wspanialej siostrzanej przyjazni, ze szczerze pozazdroscilam im rodzenstwa tej samej plci. Od rana do wieczora, ba, nawet w nocy przebywaly ze soba. Gadaly, bawily sie, smialy. Jak widze takie obrazki to ogarnia mnie prawdziwe szczescie. Romek zaczal powoli wkraczac do zabaw - od takich powolnych, stacjonarnych zajec jak ukladanie lego, poprzez bieganie wspolne, czy skoki na trampolinie. Ogramnie zmienila sie komunikacja pomiedzy nim a reszta rodziny - maly rozumie juz mnostwo i odpowiada "tak" lub "nie", co daje mu calkiem nowe mozliwosci samostanowienia: moze wybierac, na co mu - w miare zdrowego rozsadku - pozwalamy.
Po drodze byl jeszcze slub ciotki Beatki i wojka Artura. Wydarzenie nadzwyczaj pechowe - najpierw nie dostalismy paszportow na czas, potem Grzes spoznil sie na samolot i musial w ostatniej chwili kupowac lot na dzien nastepny (cudem prawdziwym znaleziony wolny fotel w wizz airze), a zeby tego bylo malo, to tata panny mlodej (i Grzeska) zemdlal w czasie przysiegi malzenskiej i wynosili go na noszach sprzed oltarza prosto do szpitala. Na weselu (ponoc calkiem udanym) juz go nie bylo, spedzil za to tydzien w szpitalu diagnozowany na dziesiatki roznych mniejszych lub wiekszych przypadlosci.
Ufff...
Rozpoczela sie w zeszlym tygodniu szkola - Emi ma nowego nauczyciela, ktorym jest po prostu zachwycona. Wraca z zajec zadowolona, spokojna, wesola. Ninka byla dopiero jeden dzien w przedszkolu - wieczorem powiedziala mi, ze uwilbia swoje przedszkole. No i wszystko wrocilo na swe stare nowe tory, rutyna codziennych zajec, jesien w pelni (lubie tutejsza jesien chyba najbardziej ze wszystkich por roku), trzeba bedzie grubasny koc kupic, nowe pidzamy polarowe, piekarnik nowy zalatwic ( krotkie jesienno - zimowe wieczory przyjemnie kojarza mi sie z pieczeniem...). Marzy mi sie w tym roku wyjazd zimowy na narty, a moze nawet swieta w Polsce polaczone z nartami...

No i mam jeszcze tyle do napisania, ale juz czasu na dzis nie starczy. CDN ale kiedy nie wiem.

1 komentarze:

Berkasiuki pisze...

Kochana, Narty w Polsce? My po swietach bedziemy w Białce.... spotkanie na szczycie?

Współtwórcy