wtorek, 2 marca 2010

Zniecierpliwienie i slonce

Do porodu jeszcze 3 tygodnie z hakiem, a ja juz bardzo zniecierpliwiona jestem. Kazdy najmniejszy skurcz odczytuje jako poczatek akcji: moze to juz to? No i oczywiscie "to nie to" za kazdym razem. Nie chodzi nawet o niedogodnosci ciazy, bo - jak juz pisalam - lzej mi i lepiej odkad brzuch sie obnizyl. A i tez nie przytylam wiele (a raczej bardzo malo, skromne 9 kilo, przy "swojej" ciazowej normie wynoszacej 20 kg). To raczej chec zobaczenia malucha, przytulenia go, poglaskania i ogolne znudzenie ciaza. No ale coz, niczego przyspieszyc sie nie da i pozostaje mi (nie)cierpliwe czekanie. Mam 2 fajne ksiazki, gore "Zwierciadel" i "Newsweekow" i troche slonca za oknem.

A propos slonca: jesli by mierzyc przynaleznosc narodowa stosunkiem do slonca i deszczu, to mam w 100 procentach dzieci angielskie. Bez skrepowania twierdza, ze WOLA DESZCZ niz slonce, ktore je po prostu razi w oczka. Tak jak my (starzy) wychodzac na deszcz chronimy sie parasolami, tak one (dziewczynki) wychodzac na slonce chronia sie przed jego promieniami okularami przeciwslonecznymi. Na moja dzisiejsza propozycje spaceru Ninka odparla: "ale przeciez swieci slonce!" I wyraznie miala na mysli slonce jako PRZESZKODE w spokojnym i milym spacerowaniu. Rany boskie, trza stad chyba wiac do jakiejs Australii, czy innej slonecznej krainy, bo sie nam dzieci "wypatrza" zupelnie ;-)
W koncu udalo mi sie jednak wyciagnac Ninke na spacer po okolicy.

Wziela ze soba swoje ulubione zabawki: resoraki.


I bylo bardzo przyjemnie, aczkolwiek mnie sie znow wydawalo, ze rodze...

0 komentarze:

Współtwórcy