niedziela, 23 listopada 2008

Od swietego M. ferrari poprosze

Weekend minal szybciej niz sie zaczal. W sobote wybralismy sie cala rodzina na basen. Emilka ze szczescia az piszczala. W wodzie plywala, skakala, pluskala i zanurzala glowe cwiczac pierwsze nurki. Probowala rowniez sama plywac kopiac nogami na wszystkie strony. Nina byla juz kiedys na basenie, ale zdaje sie, ze nie pamieta z tamtego doswiadczenia wiele. Tym razem byla bardzo zdziwiona wszystkim dookola. Wiecej obserwowala niz sie bawila. No i - w przeciwienstwie do Emi - bylo jej zimno w wodzie, bo szczeka "latala" jej niemilosiernie. Po pierwszym szoku zaczela odwazniej pluskac sie w wodzie, a gdy przeszlismy do baseniku dla najmlodszych, to juz w ogole sama stanela na nogi i zaczela brnac na srodek. Postanowilam, ze zaraz po przeprowadzce zapisujemy sie na kursy "plywania" dla najmlodszych.



Jak juz wspominalam wczesniej, u nas jest juz boze narodzenie. Zapytalam wiec Emilke, czy ma jakies wymarzone prezenty pod choinke i (ku swojemu zdziwieniu) otrzymalam natychmiastowa odpowiedz. Emi jednym tchem wypowiedziala cala liste, na ktorej sa: "lornetka, teleskop, globus, kuchnia dla dzieci." Wmurowalo nas. Wzielismy wiec dziewczyny do Toys R Us, zeby sobie same wybraly prezenty, a potem bedziemy pisac list do sw. Mikolaja. Nina od razu pomaszerowala do pulek z samochodami. Kazde auto jest cudowne: male, duze, grajace i zwykle plastikowe, nawet pociagi sa interesujece, bo maja przeciez kola. A zmeczone samochody wozi sie w wozku (dla lalek i zamiast lalek) i rownie fajnie rysuje sie je godzinami z mama (Nina mowi wtedy "mama, auto" i zanim postawie pierwsza kreske przypomina "kolo, kolo"). Tak wiec sw. Mikolaj ma w tym roku zadanie ulatwione.

0 komentarze:

Współtwórcy