środa, 22 października 2008

Grubi bedziemy

Jesien czasem piekna, sloneczna, zloto - zielona, czasem deszczowa i wietrzna, z calym arsenalem atrakcji, w tym rowniez corocznymi chorobami. Jesienne katary i pokaslywania staja sie juz chyba tradycja pazdziernikowo - listopadowa. Wiec nadal chorujemy i zarazamy sie nawzajem. Emi dostala drugi antybiotyk na ucho i po kilku dniach w przedszkolu wrocila na zwolnienie. Nina byla juz zdrowa, ale dzis znow kaszle i dopadl ja katar, prezent od mamusi, ktora to zieje zarazkami na prawo i lewo od dwoch tygodni. Jak wyzej: bylo juz dobrze, ale w niedziele znow sie pochorwalam i tak trwam. Syropy wszystkie juz wychlane do ostatniej kropli, masci rozgrzewajace wykonczone i nic. Z tej to okazji oraz z wielkiej nudy panujacej w naszym szpitalu postanowilam... piec. Majac doswiadczenie zerowe niemalze, zabralam sie za make, drozdze i tym podobne. Winna jest (zawsze ktos sie pod reka znajdzie) moja tesciowa, ktora przyslala mi piekna ksiazke o pieczeniu, z masa zdjec i lopatologicznych opisow co i jak nalezy laczyc, mieszac i zagniatac, zeby wyszly takie cudnosci jak chalka, drozdzowki z serem, rolada, czy domowy CHLEB!

Inspirujacy okazal sie rowniez blog pewnej Doroty. Jest tak piekny i apetyczny, ze nalezy do moich ulubionych miejsc w sieci. Istna uczta dla oka, a jak sie kto postara, to dla brzucha rowniez.


Podaje wiec linka kolezankom blogerkom:

Jak dla mnie, kobieta jest guru. No i te fotki... Do tej pory zastanawiam sie, czy nie jest to przypadkiem blog jakiejs redakcji, nad ktorym pracuje sztab dziennikarzy ;-)

Dziewczyny, poza chorowaniem, zajmuja sie ostatnio, bardzo intensywnie zreszta, demolowaniem domu. Ninka ma napady balaganiarskie nie do opanowania. Rozrzuca wszystko po podlodze: kredki, spinacze, chrupki, rodzynki, klocki, puzzle... Im wiecej tym lepiej. Raz posprzatam, ona znow swoje, zawsze uda jej sie cos malego, wieloelementowego dorwac, przechytrzyc matke i rozsypac po podlodze. Final jest czesto taki, ze dopiero po uspieniu gada, mozna doprowadzic dom do jako takiego ladu. Emilka natomiast dostala szalu tasmowego. Dorwala tasme samoprzylepna i wszystko nia lepi. Wszystko! Wczoraj zalepila sobie oczy i buzie i chciala w ten sposob zjesc zupe. Mamy polaczone ze soba krzesla, rozne zabawki, kartki, klocki nawet. Istne szalenstwo.

1 komentarze:

Hania pisze...

oj a ja zaczynam piec w sobote.Dostalam maszyne do chleba i bede sie uczyc.ak czy inaczej apetyczne te twoje wypieki.

Współtwórcy