poniedziałek, 22 września 2008

A w Sheffield

Po tygodniowej wycieczce do Krakowa doceniamy nasze luksusowe zycie w Sheffield. Ciche, spokojne, bez zakorkowanych do granic mozliwosci ulic, bez huku, chaosu, halasu, smrodu spalin i rzeszy turystow rozdeptujacych wszystko dookola. Kazdy medal ma dwie strony, a kij konce. I to, co kiedys nie zawadzalo, dzis jest nie do przyjecia. Bez watpienia jest nam tutaj lepiej - luksusu mieszkania w cichym miescie nie bedziemy mieli w Krakowie, kultury osobistej panujacej na angielskich drogach nie przeniesie sie na zatloczone polskie ulice pelne znerwicowanych kierowcow. Przykro jest to zauwazac, lepiej byloby nie dostrzegac i szkoda wielka, ze zaczelo mi przeszkadzac tyle rzeczy. Opryskliwy ton ekspedientki w sklepie, urzedniczki rzucajace dokumentami (!!!), totalny balagan w przepisach (Nina nadal paszportu nie ma. Dla porownania: Anglikom wyrobienie tego dokumentu zajmuje tydzien, a wnioski zglasza sie on line), ludzie wpychajacy sie do autobusow i tramwajow (a gdzie kolejka? nie, zapomnij, kto pierwszy ten lepszy!), zadnego "przepraszam", gdy w barze czekalam na pierogi bagatelka 20 minut... itp, itd. I jeszcze jedno gorzkie spostrzezenie: na ulicach usmiechaja sie jedynie 2 kategorie ludzi: mlodziez (licealna) i zakochani. Cala reszta jest nie tyle nawet smutna, co po prostu nadeta jak balon. Mieszkajac tam nie dostrzegalam tego przedziwnego zjawiska, przyjezdzajac do Polski jakis czas temu zauwazalam je, ale nie specjalnie mi wadzilo, ale ostatnio zaczelo mnie to smutactwo po prostu denerwowac. Dojsc przyczyn jego jest bardzo trudno, bo przeciez Polska to taki piekny kraj, wszystkiego jest tam pod dostatkiem: cudowna przyroda, piekne, rozwijajace sie w ekspresowym tempie miasta, wspaniala pogoda (z cieplym latem i sniezna zima), rozlegle przestrzenie dzikiej przyrody, lasy, morze, gory, jeziora, rzeki. Czy ludziom zyje sie az tak trudno? Ponoc bezrobocia nie ma w Krakowie, pieniedzy tez nie widze, zeby krakowianom brakowalo, bawia sie co weekend na rynku do bialego rana. Wiec o co chodzi???


Tak wiec pelni zadumy i przemyslen startujemy w jesien angielska. Zaczyna sie calkiem obiecujaco od przepieknej pogody, slonca i ciepelka. Na poczatku tygodnia Emilka w koncu poszla do przedszkola. Po pierwszym dniu nie mozna jej bylo do domu wyciagnac - chciala jeszcze zostac i pobawic sie z przyjaciolkami, za ktorymi sie - najwidoczniej - bardzo stesknila.
Porzucila rowniez swojego smoka! Czy to wplyw naszej wycieczki do grodu smoczego tak na nia wplynal, czy tez moze troche wydoroslala i uwaza, ze smokami bawia sie tylko male dzeci? W kazdym razie, obecnie na topie sa rekiny.

Nina zaczela przesypiac cale noce. Wreszcie! Juz kiedys polepszylo sie jej ze spaniem, potem znow pogorszylo, a dzis znow jest bardzo dobrze, wiec doprawdy nie wiem, czy jest to zmiana stala, czy jedynie chwilowa, ale i tak bardzo przyjemna. Przesypianie calej nocy jest doprawdy najwieksza zyciowa przyjemnoscia, jaka moge sobie obecnie wyobrazic. I dopiero po kilku nocach pelnego wypoczynku (7, 8 godzin snu) widze jakie mi sie chroniczne zmeczenie uzbieralo na koncie... moglabym spac i spac i spac bez przerwy.



No, moze z malymi przerwami na weekendy rodzinne. W sobote wybralismy sie do lasu na grzyby. Przygotowani za bardzo nie bylismy (nawet koszyczka nie wzielismy), bo grzybiarze z nas sredniawi.


Mimo tego, udalo sie nam, bez specjalnych wysilkow i zaglebiania sie w las znalezc az 4 grzyby:

Jadalne, aczkolwiek jako amatorzy nie wiemy dokladnie co znalezlismy - borowiki, podgrzybki, maslaki, czy moze cos innego?

W kazdym razie dotlenilismy sie porzadnie i napatrzylismy na cuda natury:



A w niedziele, no prosze, jak w lecie, sukienka na ramiaczkach, sandalki, okularki, full luz:

Tata i corka w drodze powrotnej z kosciola:



Nowe dekoracje spacerowe:




Emilka zaczela przeobrazac sie w dame: do miasta bierze ze soba torebke, a w niej swoja komorke (spadkowa po mamie) i kilka innych niezbednych szpargolow:



0 komentarze:

Współtwórcy