Musze sie pochwalic! Sama jeszcze nie do konca w to wierze, ale dzis ma byc u nas 26 stopni!!! I slonce! I jeszcze przez kilka dni do przodu tez maja byc 23 stopnie i sloneczko. Lza wzruszenia, wielkie niedowierzanie, aparaty i kamery w pogotowiu, bo oto w krainie deszczowcow zmiana pogodowa. Niech kto mowi, co chce, ale cuda sie jednak zdarzaja na swiecie.
czwartek, 24 maja 2012
środa, 23 maja 2012
Nowe motto
Nowe motto bloga brzmi od dzis:
"Wszyscy wiedzą że coś się nie da zrobić,
i wtedy pojawia się ten jeden który nie wie,
że się nie da
i on właśnie to coś robi."
ALBERT EINSTEIN
Zapamietac, przyswoic i stosowac w zyciu jak najczesciej!
Autor: d o 20:03 1 komentarze
Przyjaciolka
Autor: d o 19:53 0 komentarze
sobota, 19 maja 2012
piątek, 18 maja 2012
Urodzin skumulowanie
Patrze w kalendarz: co weekend jestesmy zapraszani na jakies przyjecia urodzinowe. Albo nasi polscy znajomi, albo kolezanki i koledzy z klasy Emi lub Niny zapraszaja nasze dzieciaki na imprezy urodzinowe. Czasem zajety jest jeden dzien z weekendu, czasem i sobota i niedziela. Ale taka sytuacje jak w nadchodzaca niedziele mamy po raz pierwszy - Emi idzie do kolegi z klasy, Nina i Roman do polskiego kolegi. Obydwie imprezy odbywaja sie o tej samej godzinie i musimy sie rozdzielic, by wszyscy byli zadowoleni.
Autor: d o 21:05 0 komentarze
Co sie Romkowi wydaje
Romkowi wydaje sie, ze kazde male dziecko na naszych zdjeciach rodzinnych to on. Nie przyjmuje do wiadomosci, ze Emilka i Ninka tez byly niemowletami kiedys. Nawet mu nie wspominam o tym, ze i mama i tata nie od razu byli doroslymi...
Autor: d o 09:46 0 komentarze
czwartek, 17 maja 2012
shepherd's pie
Autor: d o 20:16 1 komentarze
wtorek, 15 maja 2012
Futbol
Romek dostal wczoraj pierwszy w zyciu antybiotyk. Na oskrzela, bo brzydko kaszle. Poza tym czuje sie swietnie, co udowodnil wczoraj na boisku strzelajac gola za golem, raz w bramke taty, innym razem w bramke Emilki. Nina w tym czasie namietnie rysowala. A ja, po raz pierwszy od wielu, wielu lat poczulam, ze sie nudze! Jakie to dziwne uczucie, taka nuda, snucie sie z kata w kat, bez celu i pomyslu...
Autor: dorota o 10:02 0 komentarze
poniedziałek, 14 maja 2012
niedziela, 13 maja 2012
Rowerowa Nina
Nina ma twarz porcelanowej lalki. Tak sobie mysle, gdy sie na nia patrze codziennie. Na tym zdjeciu ta jej laleczkowatosc udalo mi sie uchwycic.
Dzis pierwszy raz w zyciu jezdzila bez dodatkowych kolek na rowerze. Nie byla zachwycona, ale Grzeska entuzjazm chyba jej sie udzielil. Pamietam, ze Emilka tez nie lubiala jezdzic bez pomocniczych kolek, a teraz zasuwa, ze trudno ja dogonic wzrokiem.
Ja mam tylko pozowane zdjecia. Niestety. Ale dobre i takie...
Autor: dorota o 22:54 2 komentarze
sobota, 12 maja 2012
Piornik i tornister?
Rozmawiamy z dziewczynami coraz czesciej o powrocie do Polski. Bo co do tego, ze wracamy watpliwosci nie ma nikt. Jedyna niewiadoma jest termin powrotu. W kazdym razie, dzis na spacerze mowimy o polskiej szkole:
-... i trzeba miec tornister i piornik...
Na co dziewczyny zgodnym chorem:
-Co to jest tornister i piornik???
Smieszne, prawda?
Autor: d o 21:56 3 komentarze
wtorek, 8 maja 2012
Jesien trwa
Zimno, zimno, zimno. Do soboty ma lac. Mielismy wolny poniedzialek, dziewczynki odpoczely od szkoly. Ostatnimi czasy jakos tak oficjalnie przyjely Romana do swoich zabaw, przygarnely go do siebie, sa juz w trojke. Maly wydoroslal i nadgonil dziewczyny. Mimo, ze nadal slabo mowi (to moja opinia, tata twierdzi cos odwrotnego), to wszyscy go rozumiemy. Bardzo sie obie strony staraja porozumiec i problemow komunikacyjnych nie ma. Tak wiec byc moze dlatego wlasnie Romek jest juz dla Emi i Ninki partnerem w zabawach? Nauczyl sie tez wdrapywac na pietrowe lozko do Emilki, biega za szope w ogrodzie, przechodzi do ogrodu sasiadow przez dziure w zywoplocie i ogolnie jest bardzo odwazny.
Wystawilismy juz dom na sprzedaz. Mamy swoja tablice "for sale" w ogrodku. Rozne uczucia mna targaja w zwiazku z tymi wydarzeniami. Radosc i smutek, podekscytowanie i apatia. Takie tam sprzecznosci i niedorzecznosci. Troche zali roznych, garsc marzen. Podsumowuje sobie ten czas tutaj, gromadze wspomnienia, niecierpliwie sie na wyjazd i odwlekam w myslach ten moment. Agenci wyrokuja, ze sprzedac mozemy za okolo 6 miesiecy. Dzieci, po pierwszym zaskoczeniu, ciesza sie bardzo. W planach mamy wyjazd roczny do Indii (z przerwa dwumiesieczna na Nepal), a nastepnie powrot do Polski. Ale to wszystko jest pod jednym warunkiem: musimy sprzedac dom.
Autor: d o 23:48 0 komentarze
poniedziałek, 7 maja 2012
czwartek, 3 maja 2012
Wstrzasnieta - znow pisze o sobie
Obudzilam sie dzis strasznie chora. Gardlo, glowa, goraczka - staly zestaw objawow. Znow ratuje mnie lemsip. Wlaczylismy grzanie, bo sie w domu w tym zimnie i wilgoci wytrzymac nie da.
Nagrywam nadal, slucham historii, rozmawiam. Jestem tym wszystkim kobietom niezmiernie wdzieczna za zaufanie. Czesto sa to tak bardzo intymne historie, prawdziwe uczucia, nieskrywane lzy, wzruszenia, radosci i smutki. Jestem pod ogromnym wrazeniem tego, co slysze. Zaczynaja do mnie docierac nagle zaskakujace prawidlowosci zycia na emigracji. Zawsze mi sie wydawalo, ze to tylko ja tak mam, ja tak czuje, ja tak postrzegam... Alez sie mylilam!
Napisze tu tylko o jednej sprawie. Nie chce zdradzac za wiele przed spisaniem, wiec podam tylko ten przyklad. Jestem tutaj siodmy rok. I nie mam ani jeden przyjaciolki Angielki. Powiem wiecej: nie mam ani jednej znajomej Angielki. Ani jednej osoby, ktora moglabym zaprosic na kawe, ktora mnie by chetnie u siebie goscila, z ktora bym sie mogla gdzies umowic... Katastrofa, prawda? I przez te wszystkie lata emigracji myslalam, ze to widocznie ja jestem jakas wybrakowana, tredowata, odpychajaca i odrzuca ludzi ode mnie. Myslalam, ze moze to przez moj niedoskonaly angielski? Moze przez gorszy samochod? A moze przez cos innego jeszcze? W kazdym razie, jasne bylo dla mnie, ze powod MUSI tkwic we mnie i ze inne kobiety, moje kolezanki Polki (ktorych nota bene mam cale multum) nie borykaja sie z tym problemem. Co wiecej, po pewnym czasie zdalam sobie sprawe z tego, ze chyba wlasnie dorobilam sie w Anglii nowego kompleksu - kompleksu nieposiadania kolezanki Angielki. I co sie okazuje? Teraz, gdy rozmawiam z polskimi mamami, to zadna z nich nie posiada ani przyjaciolki, ani nawet znajomej Angielki... Dotyczy to rowniez dziewczyn, ktore sa tutaj prawie 15 lat! Jest to problem rowniez dziewczyn, ktore tutaj pracowaly, wiec - w odroznieniu ode mnie - mialy kontakt ze swiatem "ludzi doroslych", a nie tylko z placami zabaw. I kolejne spostrzezenie: te wszystkie moje odrzucone kolezanki - podobnie jak ja - wstydza sie tego odrzucenia. Kazda z nich jest zmieszana, gdy zadaje pytanie: ile masz angielskich przyjaciolek?
Odpowiedz jest jedna: zadnej.
Nastepne zagadnienie: dlaczego?
No coz, tutaj mozna wiele dywagowac i interpretowac. Kazdy ma swoje teorie i uzasadnienia. Sa to, w zaleznosci od osoby, samooskarzenia lub szukanie przyczyn w swiecie zewnetrznym, usprawiedliwianie takiego stanu rzeczy.
Pisze o tym, bo przed nami kolejna wielka emigracja. Tam, gdzie sie wybieramy Polakow nie bedzie prawie wcale. I w obliczu powyzszych doswiadczen emigracyjnych lekko mnie to niepokoi. Gdyby nie polskie srodowisko tutaj, gdyby nie te wszystkie rodziny polskie, to pewnie bym zwariowala z osamotnienia lub co najmniej zdziwaczala. A dzieki temu, ze znam taka mase ludzi moge nie tylko funkcjonowac jak w normalnym spoleczenstwie, a jeszcze czerpac pelnymi garsciami wsparcie. Mam nadzieje, ze na tej naszej nowej emigracji tubylcy okaza sie byc ludzmi otwartymi.
No i zamiast pisac o Emi, Ninie i Romku, to pisze o sobie :-/
Poprawie sie.
Autor: d o 23:31 0 komentarze