poniedziałek, 19 listopada 2018

Emigracja a wyjazd. Differences between emigration and the trip.

Ta sama rodzina. To samo miejsce. Co więcej, ta sama szkoła dla dzieci i miejsce pracy to samo. Emigracja.
A jednak inaczej.
Pięć lat przerwy od Wielkiej Brytanii, pięć lat życia w Polsce. Czas, który dzieli oba wyjazdy był gęsty, pełen życia. A my znów jesteśmy tutaj, niby tacy sami, niby miejsce to samo, a jednak wszystko jest inaczej.
Dobitnie zdałam sobie sprawę z różnic pomiędzy tym wyjazdem a poprzednim w trakcie rozmowy z pewną polską mamą. Zapytałam ją, kiedy wybierają się do Polski. I zobaczyłam wielkie zdziwienie na jej twarzy - nie, nie planują przyjazdu do Polski w najbliższym czasie. Ba, nawet o tym nie myślą. I dotarło do mnie, że nasz obecny pobyt w Anglii jest dla mnie bardziej wyjazdem niż emigracją. Że żyję krótkimi interwałami przerywanymi pobytem w rodzinnym mieście, że wracając do Sheffield wiem już dokładnie kiedy następnym razem będę w Polsce. Wyjazd ten nie jest emigracją, jest jedynie pobytem. Tymczasowym. Nakierowanym na konkretny - aczkolwiek nie mierzony pieniędzmi - cel. Znajomi pytali nas często dlaczego jedziemy znów do Anglii. Podejrzewali, że coś nam się w Polsce nie podoba, że może finansowo, zawodowo nie dajemy rady, że może Polska nas rozczarowała. Żaden z powyższych powodów nie był nawet zbliżony do prawdy. Pierwszym, głównym i tak naprawdę jedynym konkretnym powodem dla którego opuściliśmy rodzinne strony była nauka języka angielskiego przez chłopców. Będąc jeszcze na poprzedniej emigracji obiecaliśmy sobie, że kiedyś wrócimy do Wielkiej Brytanii, by nauczyć synów języka Szekspira. Postanowienie to było odroczone w czasie, gdzieś tam, w nieokreślonej przyszłości miało się stać. Aż nadszedł wreszcie ten moment, że chłopcy dorośli na tyle, by móc przyswoić język. Decyzja o wyjeździe nie była łatwa, powiem nawet, że była to jedna z najcięższych decyzji w życiu, bo zmieniać coś, gdy codzienność jest dobra i nie boli jest trudno. Zostawiać dom, który się kocha, opuszczać swoje miejsce na ziemi, by znaleźć się w miejscu, które się ledwo, ledwo co toleruje nie jest prosto.
Do tego jedynego powodu wyjazdu zaczęliśmy doszukiwać inne, powoli dodawaliśmy kolejne, aż lista "za" wyjazdem zrównoważyła się z listą "przeciwko" wyjazdowi. Jednocześnie obiecaliśmy sobie, że nie osiądziemy tutaj, nie zagnieździmy się w życiu codziennym, że podróż jest tymczasowa i ma konkretny cel. Tymczasowość przejawia się w życiu codziennym chociażby zmniejszoną konsumpcją - mamy tutaj tylko to, co jest konieczne. Niczym podróżnik dbamy o to, by plecak nie był przeładowany, gotowy do podróży w każdej chwili, by nie ciążył za bardzo.
Nie szukamy również znajomych na siłę. Dawniej mnóstwo było kompromisów i ustępstw z mojej strony, bo miałam świadomość, że każda spotkana osoba jest na wagę złota w tym obcym miejscu. Szukałam części wspólnej zbioru, koncentrowałam się na podobieństwach. Wydawało mi się, że zaprzyjaźnić da się z każdym. A to chyba nie jest prawdą. Teraz jestem otwarta na nowe znajomości, ale nie zachłanna na nie. Ciekawią mnie ludzie, ich historie, przeżycia, uczucia, ale wiem, że mogę oczekiwać czegoś w zamian, że to nie tylko mi ma zależeć na podtrzymaniu znajomości, że mogę oczekiwać lojalności, zainteresowania, troski, wsparcia.
Tymczasowość tego wyjazdu wiąże się również ze zdystansowanym spojrzeniem na to miejsce. Ono moje nie jest, więc nie boję się w nim dostrzegać niedoskonałości. Nie, nie znaczy to, że ciągle krytykuję, od razu uprzedzam taki tok błędnego rozumowania. Ale nie boję się ocen. Wartościuję, bo to buduje moją osobowość. Potrafię powiedzieć co akceptuję i chcę, a co nie. Smakuję i wiem, czy chcę dalej jeść. Poznaję. Testuję. Wiele z tych smaków znam z poprzedniego wyjazdu, tak więc nie jest to dla mnie dziewicze doświadczenie. I to też jest bardzo ciekawe, bo widzę, że polski epizod i te pięć lat życia także i mnie zmieniły. Stykając się z Anglią przeżywam pewne jej aspekty zupełnie odmiennie. Kiedyś coś kochałam, teraz mniej, kiedyś czegoś nie doceniałam, teraz tak. To trochę jak spotkanie ze swym rodzicem, gdy jest się już osobą dorosłą. Jest inaczej, bo ja jestem inna. A rodzic ten sam, choć również inny, życiem zmieniony.
Chłopcy wrócą do Polski z piękną znajomością języka angielskiego. Nawet jeśli będzie jeszcze w tej kwestii dużo do nauczenia jedno jest pewne - podstawy, by mówić płynnie po angielsku będą mieli bardzo solidne.
Czego ja się nauczę tutaj, na tym wyjeździe? Nadal pozostaje to dla mnie tajemnicą.


The same family. The same place. What's more, the same school for children and the workplace are the same. Emigration. And yet different. Five years break from the United Kingdom, five years of life in Poland. The time that separates both trips was dense, full of life. And we are here again, like the same, like the same place, but everything is different.
I clearly realized the differences between this trip and the previous one during a conversation with a Polish mother. I asked her when they were going to Poland. And I saw great astonishment on her face - no, they do not plan to come to Poland in the near future. They do not even think about it. And it occurred to me that our current stay in England is more a trip for me than an emigration. That I live in short intervals with an interrupted stay in my hometown, that returning to Sheffield I know exactly when I will be in Poland the next time. This trip is not an emigration, it is only a stay. Temporary. Targeted at specific - but not measured by money - goal. Friends often asked us why we are going to England again. They suspected that we do not like something about Poland, that we can't cope financially nor professionally, or maybe Poland has disappointed us. None of the above reasons were even close to the truth. The first, the main and, in fact, the only specific reason why we left the family site was to teach boys English language.While still in previous emigration, we promised ourselves that someday we would return to Great Britain to teach the sons Shakespeare's language. This decision was postponed in time, somewhere in the future it was going to happen. Until the moment finally came that the boys were old enough to learn the language. The decision to leave was not easy, I would even say that it was one of the toughest decisions in life, because the change of something when everyday life is good and does not hurt is difficult. Leaving a house that you love, leaving your place on earth to find yourself in a place that is barely tolerable, is not easy.

For the only reason we left, we started looking for others, slowly adding more, until the list "for" the trip balanced with the list of "against" the trip. At the same time, we promised ourselves that we would not settle here, we would not settle in everyday life, that the journey is temporary and has a specific purpose. Temporality is manifested in everyday life, for example in reduced consumption - we only have what is necessary here. Like a traveler, we make sure that the backpack is not overloaded, ready to travel at any time, so that it does not weigh too much.We are also not looking for friends "by force". In the past, there were many compromises and concessions from my side, because I was aware that every person I met is worth the weight of gold in this strange place. I was looking for a common part, I focused on the similarities. It seemed to me that I could make friends with everyone. And this is probably not true. Now I am open to new acquaintances, but not greedy for them. I am curious about people, their stories, experiences, feelings, but I know that I can expect something in return, that it's not only my job to keep up the knowledge that I can expect loyalty, interest, care, support.

The temporality of this trip is also associated with a distant look at this place. It is not mine, so I am not afraid to see imperfections of it. No, it does not mean that I am constantly criticizing, I immediately anticipate such a course of erroneous reasoning. But I'm not afraid of ratings. I value because it builds my personality. I can say what I accept and want and what I do not. I like it and I know if I want more of it. I recognize. I test. I know many of these flavors from the previous trip, so it is not a virgin experience for me. And this is also very interesting, because I see that the Polish episode and these five years of life have changed me too. When I come into contact with England, I experience some of its aspects completely differently. I used to love something, now less, I once did not appreciate something, now I do. It's a bit like meeting your parent when you're an adult. It's different because I'm different. And the parent himself is different and changed. The boys will come back to Poland with a beautiful knowledge of English. Even if there is still a lot to learn, one thing is certain - their basics to speak English fluently will be very solid. What will I learn from this trip? It still remains a mystery to me.











1 komentarze:

weronika pisze...

Czesc Dorota! Jestescie z powrotem w Sheffield? My wlasnie zastanawiamy sie nad powrotem do Polski. Mieszkaliscie/mieszkacie pod krakowem? Troche obawiam sie powrotu do polskiej szkoly:-)

Współtwórcy