piątek, 25 lipca 2008

W domu

Pogodowe powitanie mielismy typowe - chlodne, deszczowe, wietrzyste. Szybko jednak przywyklismy, a nawet z pewna ulga wkladalismy cieple bluzy i dlugie spodnie. Wybralismy sie nawet w poszukiwaniu borowek do Peak District. Znalezlismy mnostwo pieknych krzaczkow, a na kazdym z nich po kilka owocow. Dzieci byly zadowolone, dla nich starczylo, choc uzbieranie pol szklanki owocow zajelo dosyc sporo czasu.


Tydzien uplynal nam w atmosferze radosci z posiadania wlasnego lozka, wygodnej sofy, czajnika elektrycznego, kibla i kilku innych wygod, ktorych pod namiotami brakuje. Dziewczyny z zapalem rzucily sie na zabawki, kredki, farbki:


A w ogrodzie znalezlismy juz calkiem sporej wielkosci jablka. Jablon co prawda schylila sie pod ciezarem owocow na strone sasiada, ale nie martwi to, bo nasi sasidzi sa, ale tak jakby ich nie bylo.


No i pod koniec tygodnia ocieplilo sie znacznie, wiec moglysmy sie ukulturalnic nieco na lonie natury - Nina ostatnio przejawia wielka milosc do ksiazek:




1 komentarze:

mala pisze...

sliczne masz te dziewuchy! :)

Współtwórcy