środa, 31 października 2012

Trick or treat!

Przed wyjsciem na cukierki dziewczyny cwiczyly straszenie:


A tu juz po, w trakcie ogladania (i zajadania) halloweenowych zdobyczy. Zabawe popsul troche deszcz i wiatr, ktory zdmuchnal Emilce niepostrzezenie czapke czarownicy. Placzu i zalu wielkiego do konca wieczoru nie udalo sie ukoic.

niedziela, 28 października 2012

Halloweenowa sobota

 W pieknym jesiennym sloncu tata i dzieci zabrali sie za wycinanie lampionu dyniowego.
W tym samym czasie mama zajela sie tworzeniem slodkosci. Na zdjeciu lizaki domowej roboty (identyczne z tymi jakie serwuja w Starbucksie), na bazie marshmallows, polane czekolada w kolorowej obsypce:
 Dynia gotowa!
 Kazdy chce miec z nia pamiatkowa fotke:
A tak oto powstawala. Najpierw konieczny byl projekt. Wykonany na moim brzuchu, bo ksztaltem najbardziej przypomina dynie, chociaz w rzeczywistosci jest duzo wiekszy:

Po dyni nadszedl czas na ozdabianie czekoladowych muffinkow motywami halloweenowymi. W tym celu zabarwilismy marcepana na kolor czarny:
 Oraz pomaranczowy:
Gotowe muffinki, kazdy inny, kazdy wyjatkowy:
Cukiernicza zabawa zajela nam cale przedpoludnie:
Kazdy chcial sie pochwalic wlasnym dzielem:
Oto najstraszniejsze chyba pomysly na ciasteczka - straszydla, tutaj w wykonaniu taty, muffin, ktory wlasnie stracil oko: 


 


Po obiedzie zaczely sie przebieranki:
Nie tylko dzieci mialy zabawe:
Grzes twierdzi, ze w takiej charakteryzacji podobny jest do swojej mamy. Mysle, ze troszke przesadza:
Romek zobaczyl to zdjecie, prawie sie rozplakal i stwierdzil, ze to jest pani, a nie mama. Sila metamorfozy! Niewazne czy korzystnej, czy nie:
A tu juz rodzina Adamsow w komplecie:
Szczesliwy tatus i jego pociechy wygladaja tak:

piątek, 26 października 2012

Pierwsze zimno

Brrr, ale jest dzis zimno! Piec stopni, ale jaki wiatr zimowy! Przez okno nadal piekna, pelna zoltych lisci jesien, ale w powietrzu czuc juz chlody zimowe.
I jak to zwykle o tej porze roku bywa piekarnik coraz czesciej w uzyciu - uwielbiam wypieki od tej pory do mniej wiecej konca grudnia. Rano byly pyszne buleczki sniadaniowe z sezamem, teraz chleb cebulowy sie kreci w maszynie, a wieczorem jeszcze kilka wypiekow na jutrzejsze halloween party. Jutro z samego rana dziewczyny i ja (a moze nawet Roman?) zaczynamy dekorowanie, lukrowanie, posypywanie, rozpuszczanie czekolady, barwienie marcepana na pomaranczowo i czarno. Oj bedziemy miec rece pelne roboty! Czekaja tez dwie ogromne dynie na wydrazenie przez tate. Potem przebieranki, malowanki, peruki, plaszcze, suknie, sztuczne rany i since. O 16 goscie, a po gosciach jeszcze na miasto na Fright Night. Romek bedzie w glebokim szoku, bo (chyba?) jeszcze nie byl na halloween na miescie.
Ten piekarnik non stop na chodzie, to pewnie namiastka domowego kominka, ktory w jesienno - zimowe wieczory bylby jak znalazl. Marzy mi sie "koza", ale po pierwsze chyba juz sie nie bardzo oplaca inwestowac w ten dom, a po drugie, to chyba sa teraz inne pilniejsze wydatki. Kupie wiec gruby zimowy koc... i nadal bede duzo piekla.

środa, 24 października 2012

Krzys

Za miesiac przylatuje do nas wojek Krzys. Bardzo sie cieszymy wszyscy i juz liczymy dni do spotkania!

Bezsennosc w Sheffield

Czy pisalam juz, ze dreczy mnie, jak w kazdej ciazy, bezsennosc? Jest 2:36. W kubku parzy sie melisa, wierze, ze pomoze, bo w cos trzeba wierzyc ;-)
Ferajna na gorze spi slodko. Poczytam jakies bzdury na necie jeszcze i wracam do lozka przewracac sie z boku na bok - licze na to, ze dzis jeszcze zasne na chwilke. 

poniedziałek, 22 października 2012

Z pamietnika ciezarnej mamy

Jesli chodzi o ilosc ubranek niemowlecych w pierwszym rozmiarze, moglabym urodzic trojaczki! I jeszcze na nadmiar bym narzekala. Przygotowania na nowego dzidziusia w toku - ubrankami zostalam obdarowana przez moje przyjaciolki i kolezanki chojnie. Gdyby nie to, ze wczesniej kupilam kilka par spiochow moglabym uczciwie stwierdzic, ze na wyprawke nie wydalam ani funta. Mamy tez juz wozek, lozeczko, wanienke. Dokupic kilka drobiazgow i... czekac jeszcze okolo 100 dni.
Moje czekanie odbywac sie bedzie raczej stacjonarnie. W zaszlym tygodniu poczulam sie bardzo zle, zaczelam wertowac zapiski szpitalne (te z rutynowych badan), potem szukac dodatkowych informacji w internecie i okazalo sie (o czym mnie tutaj nikt z szanownych lekarzy i poloznych nie poinformowal), ze raczej powinnam lezec, oszczedzac sie maksymalnie, nie nosic nic, nie schylac sie i unikac jakiegokolwiek wysilku, bo moge urodzic wczesniej. I jest to grozba calkiem realna. Czekam wiec do 32 tygodnia ciazy, bo wtedy mam dodatkowe badanie usg, na ktorym okaze sie, czy wszystko przebiega dobrze i czy konieczna bedzie cesarka (bo i z taka atrakcja moge sie liczyc).
Zaczynamy powoli glowkowac sie nad opieka nad dziecmi w czasie porodu. Nie ma co ukrywac, ze sytuacja jest wyjatkowo trudna i ciezka. Wizyty babci (ktorejkolwiek) nie przewiduje raczej - ani one nie sa chetne mi pomoc, ani ja nie czuje sie dosc swobodnie w ich towarzystwie, wiec taka ewentualnosc odpada. Najpewnie bedzie to jakas nianka, ale jak narazie ciezko mi sobie wyobrazic osobe tak dyspozycyjna, by mogla o kazdej porze dnia i nocy na nasze zawolanie przyjechac i zajac sie nasza trojka dzieci... Oj, ciezko bedzie. Mam tylko nadzieje, ze nie bede musiala rodzic sama, bo to bylby najgorszy ze scenariuszy.
Zdjecia wlasnego nie mam ani jednego, ale wierzcie mi na slowo, ze brzuszek jest juz spory. Samopoczucie - roznie - ale coraz ciezej i ciezej, oddychac trudno, spac niewygodnie. Najlepiej sie czuje jak stoje, ale nie za bardzo mi jest wolno.

poniedziałek, 15 października 2012

Brunetki


Dziewczyny nie moga sie doczekac Halloween. Jest to ich ulubione swieto - nie dosc, ze przebieranie, nie dosc, ze za potwory, czarownice, straszydla itp, to jeszcze dodatkowo zbiera sie slodycze. Juz od kilku dni trwa przymierzanie strojow, u gory na zdjeciu uwiecznione siostry w wersji kruczoczarnej, w specjalnie na te okazje kupionych perukach.

niedziela, 14 października 2012

dzis



poniedziałek, 8 października 2012

Blondyni




sobota, 6 października 2012

Plastyczny poranek


rys. Grzes


rys. Roman


rys. Roman


rys. Nina


rys. Emi

piątek, 5 października 2012

Nina czyta!


Bardzo rezolutny chlopczyk

Przy sniadaniu Romek zaskoczyl nas swoja roztropnoscia i ogolnie "wygadaniem" (pamietajmy, ze ma dopiero 2,5 roku). Rozmawialismy o mojej kanapce.  Zapytal mnie: "Z jakiego kraju jest ta makrela?"
Potem nakladalam mu przed spacerem zeszloroczna kurtke, ktora chyba zdazyl juz zapomniec, wiec znow zdziwiony dopytywal: "W jakim sklepie kupilas kurtke? W Lidlu?"

Mamy z nim prawdziwa pocieche teraz. Ciagle gada i gada, dopytuje i sam probuje tez opowiadac coraz bardziej zlozone historie. Jest przy tym, jak to Romek, niezmiennie uroczy, wesoly i przekochany.
Czytamy codziennie mnostwo ksiazek. To jego ulubione zajecie. Do pietnastej glownym czytaczem jestem ja, potem Ninka i Emilka, no i rzecz jasna - tata rowniez.
Mam tez przy domowych pracach niezlego pomocnika - Romek ze mna gotuje, pierze, a ostatnio nawet myl recznie garniki i talerze. Skonczylo sie to cala mokra kochnia i zmiana ubrania, ale garnki, musze uczciwie przyznac, byly nieskzitelnie czyste.
Bardzo duzo tez rozmawiamy o dzidziusiu. Romek ciagle pyta, czy dzidzius cos lubi, czy mu sie cos podoba (np jego buty). Jesli jakis element garderoby jest na Romka za maly, to Romek pierwszy wyskakuje z pomyslem, ze to bedzie dla dzidziusia. Dziwi sie tez, ze mnie dzidzius kopie, a tate nie!

niedziela, 23 września 2012

zdjec i wspomnien troche

Romek buduje juz pierwsze zdania zlozone. Ostatnio w czasie jazdy autem pocieszal mnie: "To nic, ze troche pada deszcz" - wie, ze mama nie lubi takiej pogody. Potem uslyszal jakis szlagier w radiu i mowi, ze lubi ta piosenke, a gdy i kolejna mu wpadla w ucho stwierdzil roztropnie, ze lubi duzo piosenek, co mysle, ze znaczylo po prostu, ze lubi sluchac muzyke w ogole.
Ciagle tez "zamecza" tate swoimi rolniczymi zapedami: "Trawa duza jest, trzeba kosic!"
Smieszny z niego gosc, nie wiem kto go nauczyl rozpoznawac wsrod tylu marek samochodow audi - moze dlatego, ze maja charakterystyczne 4 kolka w logo? A moze dlatego, ze Emi oszczedza swoje kieszonkowe i zbiera na biale audi A4? (narazie uzbierala 50 funtow! Do osiemnastki, przy sporej konsekwencji, a tej jej nie brakuje, moze uciula na swoj pierwszy samochod?)
Wczoraj wieczorem, tuz po kapieli dzieci przyjechal do nas teatr i odbylo sie prawdziwe przedstawienie pod tytulem "Krolewna Sniezka" - w rolach glownych Ninka (jako Sniezka), Emilka (jako macocha, krasnoludki a na koncu ksiaze) oraz Romek, ktorego rola nie do konca byla jasna, poza tym, ze tuz przed pierwszym dzwonkiem zezarl dziewczynom najwazniejszy rekwizyt - zatrute jablko. Potem biegal po scenie przebrany za Thomasa, albo wskakiwal do nas na widownie. Wszystko to jest nagrane i pewnie kiedys w przyszlosci dzieci beda sie zasmiewac z tych wystepow ogladajac rodzinne filmiki. My mielismy wczoraj swietny ubaw!

A tu juz kilka zdjec z wakacji, bo jak pisalam gdzies wczesniej aparat lezal przez prawie cale 7 tygodni w etui, wiec pamiatek z wakacji tez niewiele mamy. To nic. Jako pierwsze przedastawiam  moje ulubione zdjecie dokumentujace piekny, sloneczny, cieply poranek: 10 rano i 30 stopni! Czyz to nie brzmi swietnie!

 
 
 A tu juz fascynacja plastyczna tego wyjazdu: bibula! Jakiez cuda z niej powstawaly trudno nawet opisac, tutaj Emi prezentuje swoja lalke (o szkielecie z butelki pet). Zostala na pamiatke w Strozy, w domku, za rok bedziemy ogladac.


 I kolejna aktywnosc wakacyjna, ulubiona przez maluchy: lody na rynku w Myslenicach. Chociaz wlasciwie troche przeklamalam, bo lody, czy to na rynku, czy nad rzeka, czy w kazdym innym miejscu smakowaly tak samo wysmienicie.


Na borowki sie nie zalapalismy juz, krzaczki byly ogolocone, ale za to jerzyny jedlismy kilogramami. Wyjezdzalismy na sam szczyt gory, do lasu, a tam na polanie mielismy "swoje" krzaczki jerzynowe, wprost uginajace sie od owocow. Najpierw jedlismy do rozpuku, potem robilismy zapasy, ktore w domu, kulturalnie, z cukrem i smietanka palaszowalismy na podwieczorek.


 Przez 3 dni pogody nie bylo (20 stopni i deszcz), grzalismy sie wiec przy kominku i pieklismy w nim ziemniaki:



Jesli juz tak kulinarnie sie zrobilo, to wspomne, ze najedlismy sie do syta kukurydzy i... malin.


Wieczorami Emi i ja czytalysmy ksiazki. Reszta spala.


No i rzecz jasna spedzalismy mnostwo czasu nad Raba.


Niektorzy cwiczyli plywanie.


 Odwiedzalismy tez rodziny, chodzilismy po krakowskim rynku i na kilka randek udalo sie nam wyskoczyc.
Wypoczelam do tego stopnia, ze nawet nie bardzo przejmuje sie wstretna pogoda angielska, najwidoczniej naslonecznilam sie dostatecznie, z czego sie bardzo ciesze.

środa, 19 września 2012

codzienne sprawy

Siedze dzis z trojka dzieci w domu - Ninka chora najbardziej, Emi pokaszliwala, Roman dla towarzystwa choruje. Wzorowo zajmuja sie soba i razem bawia, wiec ugotowalam pyszny obiad. Stesknilam sie juz za swoja kuchnia, w Polsce mielismy "polowe" warunki w domku letniskowym - ledwo zipiaca, jednopalinkowa kuchenke elektryczna, kominek (na pieczenie ziemniakow na przyklad) i grilla, z ktorego jedzenia nie lubie. Stolowalismy sie wiec glownie na miescie, a raczej na wsi oraz u rodziny. I po tych wszelakich doswiadczeniach kulinarnych z nieskrywana satysfakcja stwierdzam, ze bardzo dobrze gotuje - lubie te swoje miesa duszone, kotleciki, zupy i wszystko inne wlacznie z wypiekami. Caly tydzien chorowania przede mna (bo nie wspomnialam, ze ja rowniez podlapalam chorobsko), wiec sie kulinarnie wyzywam. I nie odbiegajac od tematu wielka zmiane u Ninki musze zaznaczyc - z niejadka, panny wybrzydzajacej przy kazdym posilku przeobrazila sie po wakacjach w dziecko, z ktorym nie ma najmniejszego problemu przy jedzeniu. Moja teoria jest nastepujaca: po tych kilku tygodniach "srednio" smacznych obiadow docenila domowe jedzenie. Nie ukrywam, ze cieszy mnie to bardzo.
I jeszcze cos z wczoraj i z dzisiaj rana. Nocnik to u nas calkiem swieza sprawa, Romek dopiero od tygodnia nie chodzi w pieluszkach, wiec jeszcze nie do konca daje sobie rade z nakladaniem spodni i majtek, nie wspominajac nawet o wycieraniu pupy. Wczoraj Ninka, a dzis Emilka z wlasnej inicjatywy (i bez mojej wiedzy) pomogly mlodszemu bratu w tych sprawach. Ninka zbiegla potem do mnie na dol do kuchni i z duma oswiadczyla co zaszlo. Jestem pod wrazeniem opiekunczosci i troski oraz ich wlasnej inicjatywy w tym wzgledzie! Nigdy nikogo nie zachecalam do opieki nad mlodszym rodzenstwem, wychodzac z zalozenia, ze jak beda chcialy, to pomoga, a jak nie, to i tak sie przy swoich dzieciach napracuja, wiec nie ma co ich obciazac maminymi obowiazkami w dziecinstwie. A tu prosze bardzo, taka niespodzianka! Dla mnie jest to ewidentnie dowod na to, ze rodziny wielodzietne fukcjonuja jednak troszke inaczej niz te obecnie najmodniejsze modele 2+1 lub 2+2.

Współtwórcy