poniedziałek, 17 września 2012

wrzesien

Najdziwniejsza zachcianka ciazowa (a moze lepiej nazwac to objawem ciazowym?) jaka mi sie w zyciu przytrafila byl wstret do internetu, albo moze szerzej: do pracy na komputerze. Przesuwanie ekranu w gore i w dol powodowalo cos na ksztalt mdlosci w zoladku i zawrotow w glowie. Wytrzymywalam maksymalnie kilka minut wpatrywania sie w ruchomy obraz. Teraz mam dokladnie to samo. Co zreszta mnie nie bardzo dziwi po wynikach piatkowego usg, ktore tylko potwierdzilo moje bardzo mocne przypuszczenia co do plci naszego czwartego dziecka. Tym razem, podobnie jak 3 lata temu poczatki ciazy oznaczaly absolutny wstret do wszelkich chemikaliow (niemoznosc umycia glowy szamponem, odruch wymiotny na najdelikatniejszy zapach proszku do prania, mdlosci po umyciu zebow itp). Tak jak "przy Romku" tak i teraz wszystko to bylo absolutnie przytlaczajace i zameczajace mnie. Po kilku tygodniach takiego samopoczucia bylam niemalze pewna, ze to musi byc chlopiec. No i od piatku wiemy juz na 100%, ze do brzucha mozemy zwracac sie "on", a ja moge kompletowac "meskie" spioszki ;-)

Wielka dziura w blogu straszy, a byly po drodze piekne wakacje w Polsce, najpiekniejsze wakacje od 7 lat, a ja nie mam za bardzo checi wgapiania sie w monitor i spisywania tych tygodni. Mdlo mi sie robi od komputera i raczej bedzie to widoczne tutaj az do lutego. Zdjec prawie wcalenie robilam, dobrze, ze choc czesc rodziny podeslala swoje fotki, wierze, ze uda mi sie je tutaj kiedys wsadzic.

Najbardziej w tym blogowym lenistwie zal mi uciekajacego dziecinstwa Emi, Ninki i Romka i tego, ze bedzie tu brakowac wpisow o ich zyciu, o tej codziennosci naszej. Niepostrzezenie Romek wyrosl na chlopczyka, ktory jest bardzo rezolutny, samodzielny, wygadany i sam sika do kibelka (ha, coz za zmiana, 20 tygodni bez pieluch!). Zaczal tez, idac za przykladem starszych siostr pieknie rysowac, pojawiaja sie portrety calej rodziny, traktory, zwierzeta, samoloty. Ninka nabrala odwagi i az sie rwie na basen i na karate. Zaczela opiekowac sie mlodszym bratem, w granicach rozsadku oczywiscie, sprzeczki i walki o ulubione zabawki tez sie zdarzaja. Emilka jeszcze nie jest nastolatka, ale tez podrosla sporo w czasie wakacji (syndrom przykrotkich spodni i bluzeczek), zadaje coraz trudniejsze pytania i na potege czyta (wlasnie zaczela "Hobbita" po angielsku...). Jest juz w juniorach, sama wychodzi ze szkoly do domu, nie ma juz odbierania jej spod opieki nauczyciela, zaczela nauke hiszpanskiego w szkole.
Bede sie starala uzupelnic troche. Chyba obiecuje.

niedziela, 22 lipca 2012

Z biletem w jedna strone

W srode wyjezdzamy do Polski. Zostaniemy jak najdluzej sie da, czyli do konca sierpnia. Bedzie to nasza pierwsza podroz samochodem na tak dalekiej trasie. Mamy zaplanowane 2 noclegi, zeby nie zajechac siebie, ale - przede wszystkim - dzieci na amen... Mysle, ze w piatek wieczorem bedziemy juz w Krakowie. Mielismy wyjechac na Mazury, ale zmienilismy plany i cale wakacje spedzimy w gorach, w domku letniskowym tesciow. Grzesiek wroci do Sheffield do pracy i czekac na nasze paszporty. Jak tylko bedzie mozna je odebrac przyleci do nas na jakas (mam nadzieje, ze dluga) czesc wakacji.
Bedziemy medialnie odcieci od swiata. Zero internetu, moze jakies radio.
Mamy zamiar nacieszyc sie pogoda, sloncem, cieplem, wsia, rzeka, lasem, gorami, Polska. Ciesze sie, bo miejsce do ktorego jedziemy bardzo dobrze mi sie kojarzy, mam z nim zwiazane mile wspomnienia i zawsze bardzo tam odpoczywalam.
Wlasciwie powinnam nadrobic zaleglosci blogowe, bo mnostwo zmian u nas, i to bardzo waznych, ale nie mam ochoty pisac. Pewnie wroce do bloga po wakacjach. Nie nadrobie czasu, ale byc moze uda mi sie kontynuowac zapiski tutaj. W koncu to tyle lat juz!
Milych wakacji wszystkim!

piątek, 20 lipca 2012

10 stopni i do 16tej ma lac

TRAGEDIA.
Nie ma sensu juz nic innego pisac.

wtorek, 10 lipca 2012

Leje

Leje i leje. Budze sie rano i nie moge uwierzyc, ze znow leje. Caly czas deszcz. Czekam na wakacje, by wyjechac z tego koszmarnego miejsca. Najchetniej ucieklabym stad na zawsze.

niedziela, 1 lipca 2012

FRANCJA

Chlip, chlip, chlip

Buuu, smutno mi bardzo, bo u nas 14 stopni, szare niebo i deszcz sika co chwila, a w Krakowie 34 stopnie ciepelka. Ja chce mieszkac w Polsce! Ja chce lata w lecie, zimy w zimie.

środa, 27 czerwca 2012

Z pamietnika rowerzystki

Nareszcie, hura, hura, hura, kupilam sobie rower! Jakos nigdy nie bylo okazji. A fakt, ze mam go z ebay'a i wyglada na niejezdzony i kosztowal jakies smieszne pieniadze napawa mnie jeszcze wiekszym zadowoleniem! Grzesiek poszedl moim przykladem i tez sobie kupil dwa kolka - w weekend robimy nasza pierwsza rodzinna rowerowa wycieczke. Jak do tej pory biore dziewczynki i jezdzimy po naszej okolicy. Dochodze przy tym do zaskakujacych obserwacji. Nigdy bym w ten sposob nie pomyslala o miejscu, w ktorym mieszkam, gdyby nie moje ostatnie doswiadczenia na rowerach wlasnie - otoz, uwazam, ze jest to wrecz idealna okolica na rowery dla dzieci. Mnostwo plaskich terenow (o co w gorzystym Sheffield ciezko!), mnostwo pustych, szerokich chodnikow. Nie ma prawie wcale pieszych, wiec wycieczki rowerowe sa sama przyjemnoscia - jezdzimy po pustych, plaskich chodnikach i jest tych uliczek tutaj cale mnostwo. Ciezko byloby zjezdzic wszystkie plataniny. Tak wiec jezdze z dziewczynkami i jest nam bardzo fajnie podczas tych babskich wypraw rowerowych. Ninka jeszcze na 4 kolkach, ale widze, ze ja sama juz to wkurza, bo nie moze nadazyc za nami. A teraz jeszcze dokupimy dla Romka siodelko na rower i Grzesiek bedzie go wozil. Nie moge juz doczekac sie weekendu, mimo ze pogoda zapowiada sie brzydka.

wtorek, 26 czerwca 2012

Znicz olimpijski

Wczoraj, doslownie pod naszymi oknami przybiegala droga znicza olimpijskiego. Pomyslalam, ze taka sytuacja zdarza sie raz w zyciu. Wyszlismy ogladnac widowisko:






sobota, 23 czerwca 2012

ospa paskuda

Ojej, ale sie meczymy z ta ospa Romka. Bardzo zle ja znosi, wczoraj prawie cala noc nie spal, drapie sie ciagle, zle czuje i jest calutenki pokryty krostami. Masc mu nie pomaga wcale, paracetamol dziala tylko chwile. Mysle, ze juz choroba sie nie rozwija i zaraz to wszystko bedzie przysychac i sie goic powoli, ale jest ciezko.

czwartek, 21 czerwca 2012

A dzis znow listopad

21 czerwca, za pietnascie dziewiata, przygotowuje sniadanie, w kuchni swiece swiatla, bo ciemno jak w listopadzie. Nic dodac, nic ujac.
Po dwoch dniach slonecznych i cieplych (az 18 stopni!!!) znow szarowa.
Romka dzis calego osypalo. Ospa.
Ninka zdrowa, od poniedzialku do szkoly chodzi. Szczesliwa. Z nia to jest tak: Nina lubi szkole, a szkola lubi Nine. Ciagle pochwaly, ze taka kreatywna, pracowita, rozwinieta spolecznie, samodzielna.
Emilka juz taka bardziej powazna panna momentami, nad ksiazka dwie godziny pochylona.
Za miesiac jedziemy na miesiac do Polski. Moze na dluzej.
W czerwcu to sie bob jadlo, tak? Wiec wyszukalam mrozonke w asdzie i wlasnie sie gotuje. Na drugie sniadanie.

piątek, 15 czerwca 2012

Znowu. Zawsze.

Leje, zimno.

środa, 13 czerwca 2012

Kibicujemy

Mam w domu cala gromade kibicow pilki noznej. Najciekawsze sa oczywiscie mecze z udzialem polskiej reprezentacji, ale angielska jest rownie wazna (jesli nie wazniejsza... na przyklad dla Emilki).
Kto by pomyslal? Zawsze sceptyczni co do tej dyscypliny sportu rodzice dochowali sie kibicek i kibica pod wlasnym dachem. Na nas tez troche przeszlo - przyznam bez bicia. Ale to z patriotyzmu kochani, tylko i wylacznie z patriotyzmu. Gdyby Euro bylo na przyklad w Holandii nikt z nas by sie nim specjalnie nie interesowal. Taka prawda :-)

sobota, 9 czerwca 2012

Zdjecia z Francji

Album z Francji tutaj.

Francja kempingiem stoi

Wrocilismy troche wczesniej z wyjazdu, bo przegonily nas ulewy. Tu nie jest co prawda lepiej, ale przynajmniej mamy nad glowami dach :-) Bylo fantastycznie! Przejechalismy ponad 2 tysiace kilometrow, kazdego dnia spalismy na innym kempingu, dotarlismy do oceanu i "zalapalismy sie" przez prawie caly czas na piekna sloneczna pogode. Francja jest po prostu przepiekna! Jestem pod wielkim wrazeniem francuskiej wsi, cudnych, zadbanych domeczkow, kwiecistych, kolorowych ogrodow, rozbuchanej i nieujarzmionej przyrody. Jak to dobrze, ze sa jeszcze miejsca w Europie, gdzie nie przycina sie trawnikow, gdzie drzewa rosna swobodnie, gdzie wiochy sa wiochami, a nie fabrykami zywnosci. Dzieci byly zachwycone kempingowaniem - mialy mnostwo wolnosci, samodzielnie zwiedzaly kempingi, biegaly na plac zabaw same i w ogole kazde wyjscie do kibelka (bez rodzicow) bylo wielkim wydarzeniem. Wszystkim bardzo sie podobal prom ;-) Spanie w namiocie - zapomnialam juz o tym - maksymalnie mnie relaksuje. Budze sie dotleniona jak nigdy. No i te poranne spiewy ptakow... jak ja to lubie! Tak intensywne spedzanie czasu nie przynosi co prawda odpoczynku takiego jak lezenie plackiem na plazy, ale ja chyba wole takie wakacje, wole sie zmeczyc, napatrzec na zmieniajacy krajobraz, nasycic swiatem i budzac rano nie pamietac, gdzie sie wlasciwie spalo. Lubie te kempingowe niewygody i prowizorke, lubie spac na twardym i 20 minut gotowac na butli wode na herbate. Zdjec mam setki, ale jak zawsze musze je najpierw przebrac. Grzesiek tez cos nagrywal - zmontuje, to wkleje. Dzis okazalo sie, ze Ninka przywiozla z wyjazdu ospe. Dziwne, bo bylam pewna, ze przechodzila juz ta chorobe dwa lata temu, ale widocznie tamto wtedy bylo jakims innym wirusem. Wracajac do Francji - z pewnoscia nie byl to nasz ostatni wyjazd do tego pieknego kraju!

Współtwórcy