Emi od kilku dni miala lekka goraczke i byla marudliwa. Dzis wstala calutenka w czerwonych kropkach. Troche bylo rano nerwow, ze to rozyczka lub inne swinstwo, ale lekarka rozwiala watpliwosci. To jakis wirus i nalezy... brac paracetamol. Tak wiec wszystkie atrakcje, ktore mialysmy zaplanowane na okres ferii szlag trafil. Odwolane wszystkie spotkania, a po drodze byly urodziny i Halloween. Moze sie Emi wykuruje do soboty, ale narazie nie wiadomo, czy Ninka nie zlapie tego samego, wiec nastawiamy sie na kilka dni "siedzenia" w domu.
Dyskusje w sprawie imion dla dzidzisia nabieraja rumiencow. Tata stwierdzil krotko: bedzie albo Peppa, albo George (niedzieciatym czytelnikom bloga polecam wpisanie w you tube hasla: swinka peppa)
Emi zgadza sie jedynie na siostrzyczke, a jak bedzie chlopczyk, to "trudno". Jej imiona (na dzien dzisiejszy), to Daisy ("Po polsku tez ladnie mamusiu: Strokrotka!"), albo Alina (ja tam juz z dwojga zlego wole Balladyne).
Nina typow narazie nie zdradza.
Mama tez :-)
Dynie rzadza. Zrobilam dzis zupe krem z dyni z maslem orzechowym i cheddarem. Nie wiem dlaczego ale smakuje tylko mi...
wtorek, 27 października 2009
Wirus, Peppa i dynia
Autor: d o 15:54
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
3 komentarze:
Biedna Ema.Usciski dla niej od Zosi i reszty.Szkoda tej niedzieli.Najpierw my,teraz wy...Wieki sie nie widzielismy.Zdrowia zyczymy i do szybkiego zobaczenia.
Acha,pewnie zadzwonie jeszcze raz po ten numer do Moniki.Albo zle zapisalam albo Ty masz zly.
co po USG??? Czekam na wiesci i czekam!!!
Juz pisze...
Prześlij komentarz