Po krotkiej autorefleksji stwierdzam, ze typowo ciazowa przypadloscia w dniach obecnych jest niechec do internetu. I do komputera jako takiego rowniez. Zdjec tez nie robie z wielkim zapalem od miesiecy juz kilku...
Absencje on line rekompensuje sobie przenoszac czesc aktywnosci do swiata realnego: duzo czasu spedzamy poza domem, odwiedzamy znajomych, chodzimy na playgroups, na basen, a ostatnio bylysmy (ja+Ninka) na pierwszych zakupach typowo "ciazowych" - w szafie powitalam kilka par spodni w rozmiarze 14, lekko za duzych narazie, aczkolwiek bardzo perspektywicznych, kilka wielkich bluzek i swetrow oraz absolutnie hiciarskie w tym sezonie legginsy, ktore dla mnie (z powiekszajacym sie obwodem brzucha co chwila) sa niezbednikiem i wybawieniem ciuchowym.
Wracajac jednak do tematu: goscimy rowniez u siebie nowe kolezanki Nineczki. Byla Gosia i Judytka, a dzis Julka (na ktora Nina wola "Rurka"), trzylatka z fenomenalna zdolnoscia ukladania najtrudniejszych nawet puzzli. Swoja pasja zarazila Nine, ktora siedzi nad latwiejszymi ukladankami (z 12 sztuk) i z wielkim zapalem uklada.
Emilka konczy pierwszy semestr w szkole. Z jednej strony byl to dla niej czas trudny: 6 godzin spedzonych poza domem daje sie jej porzadnie we znaki. Wraca przemeczona, blada, slaba, placzliwa. Zal patrzec na dziecko... Gdyby to ode mnie zalezalo poszlaby do szkoly rok pozniej, bo - jak widac - nie dla niej takie wysilki calodniowe.
Z drugiej strony ilosc godzin jaka spedza na nauce (nawet jesli jest to nauka poprzez zabawe) bardzo wyraznie procentuje - Emilka nie dosc, ze umie napisac juz wszystkie litery (tzw pismem pisanym), to jeszcze nauczyla sie literowac wyrazy, a takze bezblednie rozpoznawac na jaka litere zaczyna sie slowo. Oprocz tego czyta pierwsze proste slowa po angielsku (cat, dog, zoo, ant, on itp dwu, trzy literowki) i pisze pod dyktando dluzsze wyrazy. Najfajniejsze w tym wszystkim jest jednak to, ze nauke traktuje jak wysmienita zabawe. Ulubionymi zabawkami sa obecnie karty z literami, a ukochana ksiazka zeszyt cwiczen.
Bardzo sie z jej postepow cieszymy!
Grzesia natomiast dopadl instynkt gniazda. W zeszly weekend docieplil dach i mamy teraz przyjemniutko i cieplutko (bez grzania nawet!). Oto on w przerwie w czasie pracy trenuje straszenie dzieci przed halloween:
Ja natomiast - jak w kazdej ciazy - czuje sie wysmienicie. Po traumatycznych pierwszych trzech miesiacach, gdy mdlosci towarzyszyly mi non stop, przyszedl czas na najprzyjemniejsze. I dochodze do wniosku, ze w ciazy owo najprzyjemniejsze to wlasnie oczekiwanie: gdy czlowiek wie, na 100% wie, ze juz za jakis czas przytrafi sie cos absolutnie niesamowitego, niepowtarzalnego i cudownego. Ze to szczescie (w postaci nowego maluskiego czlowieka) jest NIEUNIKNIONE. Na nasze szczescie przyjdzie nam poczekac jeszcze okolo 22 tygodni. Ale... juz w srode kolejne usg i spotkanie z Ahmedem/Nikolka ;-)))Moze dowiemy sie, ktore z tych pieknych imion przypadnie naszemu dzidzisiowi???
A tu ja, gdyby ktos sie pytal jak wygladam i czym gruba juz.
1 komentarze:
ale fajna kuleczka jestes :))
Prześlij komentarz