Przyjemnosci dzis az nadto (ojej, alez to durnie brzmi! Przyjemnosci przeciez nigdy w nadmiarze...) Najpierw tance, potem po obiecanym petshopie dla dziewczynek, a dla Romka dlugo wyczekiwane spelnienie marzen... czyli zelazko! Nareszcie wlasne, ukochane, a do tego z prawdziwa deska do prasowania. Romek moze sie oddawac swojemu ulbionemu zajeciu - prasowaniu. Oto on w akcji, przypatrzcie sie temu charakterystycznemu usmieszkowi pod noskiem, toz to szczyt zadowolenia i dumy naszego syna:
Potem tata wymyslil robienie kukielek. Tutaj w trakcie przyszywania:
I Ninka ze swoim kotem. Jutro ma byc teatr kukielkowy, trzymam za ich za slowo:
Nastepnie spojrzenie w gore:
I w dol:
Tak, tak dzis mamy zime. Sypie az milo. Od razu wykorzystalismy doroczna okazje i popedzilismy na ogrod pobawic sie. Byla bitwa na sniezki, lepienie balwana (nie udal sie....) oraz jazda na sankach. Tata wcielil sie wrole psa pociagowego i biegal po ogrodzie z dziecmi w sankach. Mnie tez raz przewiozl. Ja jego rowniez!
Bylo swietnie. Jutro ma stopniec, ale moze w Peak District sie utrzyma ta jednodniowa zima? Bedziemy polowac na nia. A teraz porcja zdjec:
sobota, 4 lutego 2012
Co za atrakcje!
Autor: d o 21:08
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz