Rodzice chcieli wczoraj podgrzac nieco atmosfere oczekiwania na swietego Mikolaja. W koncu przyjemnosc z czekania bywa czasem (czesto?) wieksza niz wydarzenie samo w sobie. Tak wiec droczylismy sie troche z Emi pytajac, czy sie cieszy i czy sie domysla, co dostanie w prezencie. Emi napisala (i czesciowo narysowala) list, ktory znalazl sie na parapecie oczekujac odbioru przez przelatujacego nad naszym domem Mikolaja. W nocy Emi przyszla do nas do lozka i traf chcial, ze wlasnie w tej chwili przelatywal nad naszym domem (bardzo nisko) helikopter blyskajac bialymi i czerwonymi swiatlami. Emisia z zachwytu az piszczala "Mamo, tato, widze sanie Mikolaja!" Nie moglibysmy tego lepiej zaaranzowac! Emi z wypiekami na twarzy przez caly dzien powtarza, ze widziala sanie swietego Mikolaja. I wierzymy jej - rzeczywiscie je WIDZIALA.
piątek, 5 grudnia 2008
Sanie swietego Mikolaja
Autor: d o 15:41
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz