Wigilie rozpoczelismy tradycyjnie, dzielac sie oplatkiem. Emilce szalenie spodobal sie zwyczaj skladanie sobie zyczen. Poczatkowo zawstydzona i troche zmieszana, z czasem rozkrecila sie na dobre - kazdemu z nas zlozyla zyczenia kilkakrotnie.
Wigilijne uszka okazaly sie byc hitem samym w sobie i zniknely zanim zdazyl pojawic sie na talerzu barszcz :-)
Nastepnie przyszedl czas na prezenty. Troche z tata dalismy plame, bo nie uzgodnilismy zawczasu oficjalnej wersji: kto wlasciwie przynosi te prezenty - Mikolaj, Gwiazdor, Aniolek, my sami? Efekt zamieszania byl taki, ze prezent dla taty kupila mama, a prezenty dla dzieci przyniosl Aniol (tacie raz wyrwal sie Gwiazdor, co wprawilo nasza dociekliwa Emilke w dluzsze zastanowienie. Cale szczescie nie drazyla tematu).
0 komentarze:
Prześlij komentarz