środa, 26 stycznia 2011
Romus, a moze raczej Roman?
Autor: d o 20:26 2 komentarze
poniedziałek, 24 stycznia 2011
Sens
Autor: d o 20:20 1 komentarze
piątek, 21 stycznia 2011
Chce wszystko!
(zdjecie z komorki, sorki za jakosc)
Autor: d o 12:59 0 komentarze
czwartek, 20 stycznia 2011
Autor: d o 21:20 0 komentarze
poniedziałek, 17 stycznia 2011
Dzis
Wedlug relacji taty: Ninka weszla do przedszkola podekscytowana, wszystko chciala mu pokazac (tu komputer, tu ksiazeczki, ubikacja, szafka, sztalugi...). Ani nawet nie zamruczala, gdy wychodzil - przybila piatke i pobiegla grac.
Pierwsze samodzielne chwile w przedszkolu za nia. Zdaje sie, ze jest bardzo dobrze!
Ja natomiast nie wiem co robic w domu TYLKO z jednym dzieckiem... Czuje sie wrecz jakbym byla zupelnie sama. Odzwyczailam sie juz od takich sytuacji :-)
Autor: d o 10:57 0 komentarze
czwartek, 13 stycznia 2011
Chleba naszego, powszedniego
Pisalam, ze pieke chleby. Codziennie. Zdarzaja sie jednak niechlubne wyjatki, ze piec mi sie nie chce. Wtedy kupuje angielski, tostowy. Sa to te chwile, gdy maz patrzy sie na mnie wilkiem. Dziewczyny natomiast (szczegolnie Emilka) sa uszczesliwione i w euforii pozeraja kromka za kromka. Coz, wychowane tutaj, na angielskim pieczywie, ktore w tak diametralny sposob rozni sie od polskiego, nie zasmakowaly w tradycyjnym chlebie pszennym, pieczonym na zakwasie zytnim, z chrupiaca skorka (mamo, dlaczego ta skora jest taka TWARDA?).
Przypominaja mi sie pierwsze chwile w Sheffield, gdy bylismy z G. bardzo zdziwieni faktem, ze w Angli jest tak paskudne jedzenie, ze Anglicy nie maja kuchni narodowej (bo czy ryba z frytkami to potrawa narodowa?) i ze nie maja NAWET normalnego chleba. I wydawalo sie nam, ze gdyby tylko KAZDY Anglik choc raz sprobowal polskiego chlebusia ( i kielbaski), to w zyciu nie tknalby tostowego kingsmilla. Teraz, obserwujac wlasne corki widze, ze nic bardziej blednego. Dla nich "chleba naszego, powszedniego" znaczy cos innego niz dla nas.
Autor: d o 21:41 1 komentarze
poniedziałek, 10 stycznia 2011
Wywiad z Ninka
Jedna reka pisze, druga pukam w niemalowane drewno, bo bylo dzis calkiem, calkiem fajnie i oby tak dalej. Ninka rano co prawda poplakala sie, gdy uswiadomila sobie, ze TO juz DZIS, ale skonczylo sie w zasadzie tylko na tych kilku lzach. W przedszkolu czekal na nia jej wieszaczek na kurtke i to chyba dodalo jej animuszu. Poczula sie jak u siebie (ma w koncu wlasne miejsce na kutke, a to juz chyba cos znaczy), poczula, ze ktos tam na nia czeka. Brala udzial w zajeciach przedszkolnych (czytanie, spiewanie, zabawa w ogrodku, rysowanie i rysowanie na komputerze) i zjadla "posilek" z innymi dziecmi. Pobylysmy tam godzinke i w srode znow razem idziemy. Od przyszlego tygodnia Ninka idzie sama na poranne sesje.
Autor: d o 17:28 2 komentarze
niedziela, 9 stycznia 2011
Przedszkole
Od jutra mamy w domu znow przedszkolaka. Ninka zaczyna przyszkolne przedszkole - narazie 2 razy w tygodniu po 3 godziny. Potem, byc moze, zwiekszymy liczbe godzin i dni. Wszystko jednak zalezy od tego jak ona bedzie sie tam czula i jak bedzie sie aklimatyzowala do nowych warunkow. Narazie jestem dobrej mysli - Ninka wprawdzie mowi nam o swoich obawach (boje sie, nie chce bez mamy), ale widze, ze dojrzala do kontaktow z rowniesnikami: zaczepia obce dzieci na placach zabaw, nie boi sie ich, szuka kontaktu, interakcji. Wczoraj bylysmy w trojke na basenie - Ninka nie dosc, ze plywala jak ryba, to jeszcze odwaznie zaczepiala dziewczynke w malym baseniku i bawila sie z nia na zjezdzalni. Pomocna zazwyczaj w takich chwilach Emilka byla tym razem (kulturalnie zreszta) ignorowana. Widac, ze rowiesniczki lepiej bawily sie bez niej.
Autor: d o 19:53 1 komentarze
wtorek, 4 stycznia 2011
sobota, 1 stycznia 2011
Nowy Rok
Jesli jest prawda przesad, ze to, co sie robi w pierwszy dzien roku bedzie glownym zajeciem przez cala jego reszte, to z pewnoscia zostane organizatorka imprez masowych. Od samego rana gotuje i pieke na jutrzejsze urodziny Emilki. Zaprosilismy 50 osob, czyli o jakies 10 osob wiecej niz rok temu. Nie wiem, gdzie sie znajomi pomieszcza (choc lozka zlozone, meble poprzestawiane i poprzenoszone), ale pocieszajace jest to, ze duzo jest dzieci (chyba 29?), a one zajmuja miejsca malo! Nie rozpisuje sie wiec i lece robic tort. Nie wiem, czy mi wyjdzie, wiec tym bardziej potrzebuje duzo czasu na jego re-dekoracje, lub upieczenie kolejnego. W ostatecznosci moge jeszcze kupic jakis w supermarkecie - Emi bylaby uszczesliwiona takim ksiezniczkowym, calym rozowym...
Krotko jeszcze o Sylwestrze. Mielismy fajna zabawe, z prawdziwymi kreacjami, tancami, spiewaniem koled, pysznym jedzonkiem - wszystko to u Moniki, w kameralnym gronie znajomych. Mam zdjecia, ale narazie tylko to tutaj:
(dziewczynki, od lewej: Miriam, Nina, Emi, Zosia, Malgosia)
I postanowienia noworoczne. Nie mam zadnych. Mam natomiast jedno jedyne marzenie: przespac noc bez pobudki. 8 godzin snu - tyle mi do szczescia wystarczy.
A podsumowanie roku minionego: to byl najciezszy rok w moim zyciu. Robota, robota, robota i robota dzien i noc, non stop. Megazmeczenie, przemeczenie, wykonczenie, wyczerpanie i totalne wypompowanie z wszelkich sil zyciowych, z energii zyciowej, z nadziei, z optymizmu, z planow na przyszlosc (bedzie jakas przyszlosc jeszcze?)
Autor: d o 15:47 1 komentarze