piątek, 7 grudnia 2018

Cooperation

Jeżdżenie po angielskich drogach dostarcza mi nieznanych wrażeń. Nie mam tu na myśli ruchu lewostronnego, do którego przywykłam szybko. Jestem zafascynowana umiejętnością współpracy wypracowaną przez tutejszych kierowców. Sheffield nie jest miastem łatwym do poruszania się własnym autem. Uliczki są bardzo wąskie, po dwóch stronach drogi stoją zaparkowane samochody, dodatkowo miasto położone jest na wielu stromych pagórkach. W takich warunkach musiała rozwinąć się wyjątkowa kultura jazdy autem. No właśnie, czy musiała?
Wszyscy jesteśmy zazwyczaj zgodni co do zalet płynących ze współpracy. Ponoć, to właśnie dzięki niespotykanej wśród żadnego innego gatunku na świecie umiejętności współdziałania opanowaliśmy Ziemię. Współpraca była i jest kluczową umiejętnością homo sapiens. Kooperujemy, gdy pojawia się wspólny cel. Może nim być, jak we wspomnianym wyżej przypadku, sprawne poruszanie się po mieście autem. Każdy przecież chce dotrzeć na miejsce.
Słyszałam kiedyś definicję dobrego małżeństwa, z której trafnością, po dwudziestu jeden latach związku, zgadzam się do dziś. Ponoć zgrane małżeństwo to takie, w którym naczynia same się myją. Jakież to prozaiczne i jak bardzo prawdziwe. Nie chodzi bynajmniej o to, że to jedno z małżonków bez szemrania i buntu owe gary myje (najczęściej taka właśnie rola przypadała dawniej kobiecie - ale o tym chyba nikomu przypominać nie muszę). Kwintesencja dobrego małżeństwa tkwi w czym innym: naczynia myje się w domu, gdy są brudne. Nie jest ważne kto to zrobi, bo do obowiązku wspólnego dbania o dom poczuwa się każdy. Nie ma targowania się, sprzeczania, wyliczania zasług, walki o to, by wymigać się z tego niewdzięcznego obowiązku. Jest do wykonania praca, więc każdy, kto jest w związku łapie za gąbeczkę, ściereczkę i płyn i po prostu robi robotę. I każdy dba o to, by ta druga strona nie przepracowywała się za bardzo. Każdy dba o sprawiedliwy podział pracy i wysiłku, by nikt nie był poszkodowany.
Tak jak w dobrym małżeństwie, tak też i w szerszej wspólnocie obowiązują te same zasady dotyczące współpracy. Są też, jak widać, te same zagrożenia. Pierwszym z nich jest zrzucanie odpowiedzialności za wynik współdziałania na drugą stronę przejawiający się chociażby niechęcią do ustępstw. Znam te wymówki na pamięć: "dlaczego to ja mam ustępować na drodze?", "niech inni ustępują, to będę i ja." Klasyczny przykład targowania się! Bezsensowna szamotanina, na której tracą wszyscy. Skoro warunki drogowe są ciężkie, skoro wszyscy mamy ten sam cel, by gdzieś dojechać, to powinna pojawić się odpowiedzialność za to, co dzieje się na drodze. Nie jest ważne, że ustępuję teraz ja, że być może i kolejnym razem to znów ja będę musiała zjechać w zatoczkę i poczekać na swoją kolej, mimo, że bardzo, bardzo mi się spieszy. Bo następnym razem, to ktoś inny, a potem jeszcze ktoś i jeszcze jeden przepuści mnie pierwszą, poczeka. Na drodze i w małżeństwie to właśnie dzięki wspólnemu celowi i schowaniu do kieszeni egoizmu osiągnąć można wiele. Ustępowanie nikogo nie poniża, choć często odnoszę takie wrażenie patrząc na ludzi, którym obca jest taka postawa. Trochę tak, jakby się bali, że przepuszczenie kogoś na drodze strąci im z głów koronę króla szos. A korona to przecież atrybut władzy. Nieumiejętność współpracy i potrzeba utrzymywania przewagi nad innymi idą ze sobą pod rękę. Jeśli dla kogoś ważniejsze jest decydowanie, rozkazywanie i okazywanie władzy niż osiąganie wspólnego celu, to nie ma mowy o współdziałaniu. Skoro mamy osiągnąć jakiś wspólny cel, to zaraz pojawia się pytanie: jak? I ponieważ, każdy z nas ma się za osobę myślącą, wszak nikt nie narzeka na niedosyt rozumu, to każdy czuje potrzebę, by odpowiedzieć na pytanie: "w jaki sposób osiągniemy współpracę". Być może nawet każdy ma swoją wizję współdziałania. Być może nawet każdy chciałaby decydować o charakterze współpracy (tej na drodze, tej przy domowym zmywaku i każdej innej). I znowu tutaj przydadzą się głębokie kieszenie, do których, obok upchanego wcześniej egoizmu, schowamy również potrzebę władzy.
Często obserwuję moje dzieci w trakcie zabawy. A że każde z nich miewa od czasu do czasu chęć porządzić innymi, nie ustępować i egoistycznie rozkazywać wszystkim pozostałym, to też dochodzi do sytuacji, gdy uzurpator zostaje (jako jedyny!) usunięty ze wspólnej zabawy. Życiowa lekcja i płynący z niej przekaz jest jasny: nie umiesz współpracować, to się z nami nie bawisz!

Piątkowo życzę Wam dużo zabawy, mało naczyń w zlewie i życzliwych kierowców na drogach. A życiowo życzę Wam dużo owocnej współpracy.

(A short note to my english readers: this post was translated with a big help of google translator and a minimum efford from my side. I hope it is understandable enough. Sorry for all the mistakes it might contain. It is Friday, I am home alone - Greg went to Poland - and house work as well as painting work is waiting for me right now. I simply wanted to publish this text today. I promise to work on it later and make it clear for you.)

Driving English roads gives me unknown experiences. I do not mean left-hand traffic, which I'm used to quickly. I am fascinated by the cooperation skills developed by local drivers. Sheffield is not an easy city to drive your own car. Streets are very narrow, cars are parked on both sides of the road, in addition, the city is located on many steep hills. Under such conditions, an exceptional car driving culture had to develop. Well, did it have to?

We are all generally in agreement about the advantages of cooperation. Apparently, it is thanks to the unprecedented skills of cooperation that we have not seen anywhere else in the world that we have ruled the Earth. Collaboration has been and is a key homo sapiens skill. We cooperate when a common goal appears. It can be, as in the aforementioned case, efficiently moving around the city by car. Everyone wants to get somewhere.

I once heard the definition of a good marriage, from which I am in agreement till today, after twenty-one years of relationship. It seems that a happy marriage is the one in which dishes are washed themselves. How prosaic and how real. This is not about the fact that it is one of the spouses without murmur and rebellion that  cleanes dishes (most often this was the role that formerly belonged to a woman - but I do not have to remind anyone about it). The quintessence of a good marriage lies in something else: dishes are washed at home when they are dirty. It does not matter who will do it, because everybody feels the obligation to take care of the house. There is no haggling, no arguments, no merit, no fight to evade this ungrateful duty. There is work to be done, so everyone who is in the relationship catches a sponge, a cloth and a liquid and just does the job. And everyone cares about the other side not working too much. Everyone cares for a fair division of work and effort so that no one is treated unjustly.
As in a good marriage, the same rules for cooperation apply to the wider community. There are also, as you can see, the same threats. The first of these is the shedding of responsibility for the result of cooperation on the other side, manifesting itself even by reluctance to make concessions. I know these excuses by heart: "why should I give way on the road?", "Let others give way, then I will do the same." A classic example of bargaining! A senseless struggle on which everyone loses. Since road conditions are difficult, since we all have the same goal to go somewhere, there should be a responsibility for what is happening on the road. It is not important that now I am giving up, that perhaps again next time I will have to go down to the cove and wait for my turn, even though I am in a very hurry. Because next time, it's someone else, and then someone else and one more who will let me go first and wait. On the road and in the marriage, it is thanks to the common goal and hidden in the pocket of egoism that you can achieve a lot. It is not humiliating anyone. A bit as if they were afraid that passing someone on the road would knock the crown of the king of the road off their heads. And the crown is after all an attribute of power. The inability to cooperate and the need to maintain an advantage over others go hand in hand. If it is more important for someone to decide, to command and to show power than to achieve a common goal, then there is no question of cooperation. If we are to achieve a common goal, then the question arises: how? And because, each of us is a thinking person, after all no one complains about insufficiency of mind, then everyone feels the need to answer the question: "how will we achieve cooperation". Maybe even everyone has their vision of cooperation. Perhaps even everyone wants to decide on the nature of cooperation (the one on the road, the one at the household dishcloth and any other). And here again, deep pockets will help, to which, along with previously mentioned egoism, we also hide the need for power.
I often watch my children during play. And that each of them has from time to time willingness to put others in order, not give in and selfishly order to everyone else. The result of such behavior is simple: usurper is (as the only one!) removed from playing together. The life lesson and the message from it is clear: you can not cooperate, you do not play with us!


Friday, I wish you a lot of fun, few dishes in the sink and kind drivers on the roads. And in life I wish you a lot of fruitful cooperation.

0 komentarze:

Współtwórcy