Niby bez zmian - siedzimy w domu nadal - a jednak duzo nowosci. Po pierwsze, jestesmy do piatku w okrojonym skladzie: Emilka pojechala na pierwsza w swym zyciu wycieczke szkolna z nocowaniem. Wczoraj bylo wielkie podniecenie, pakowanie, ze koniecznie chce wziac latarke i ksiazke po polsku i ze nie ma pantofli (od kiedy ona chodzi w pantoflach?), a rano poszukiwanie opaski na wlosy i zdjecia nas wszystkich, gdyby tesknila za bardzo. Nie wiem jak ona, ale my wszyscy bardzo tesknimy - brakuje jej tutaj, jest jakos dziwnie, inaczej, pusto, cicho.
Kolejny, nadplanowy tydzien spedzony w domu w trakcie: Romek w niedziele zakatarzyl sie na amen, wczoraj byl juz Ignas chory, a dzis ja i Ninka. "Siedzimy" wiec w domu. Mnie juz cos trafia od tego "siedzenia" - najpierw koncowka ciazy, potem szpital, potem pierwsze tygodnie pologu, a teraz choroby. Nie lubie, nie lubie, nie lubie. Jak mam ochote, to tak, owszem. Ale jak musze, to raczej nie. Posiedzimy jeszcze troche, az odsiedzimy swoje. Ninka chyba pobije rekord szkolnych nieobecnosci - beda pewnie listy upominajace przysylac.
Z dobrych wiesci: zaczelam cwiczyc joge. Jestem dopiero 2 i pol tygodnia po porodzie, wiec sa to raczej takie zupelnie leciutenkie cwiczenia rozciagajace, takie mini mini cwiczonka. Cialo mam po ciazy w stanie galaretowatym - cos co kiedys nie sprawialo mi najmniejszych trudnosci teraz wykonuje postekujac z wysilku. Nic to, wazne, ze energia kosmiczna wrecz we mnie wstepuje po cwiczeniach. Czuje sie wysmienicie (jak zawsze zreszta po jodze), a mam prawo czuc sie fatalnie, bo Ignas z racji kataru nie sypia w nocy wcale (no bo pobudki co godzine, to jednak przesada, nawet jak na noworodka). Ja, jak latwo sie domyslic, rowniez nie sypiam wcale.
Tak wiec mozna powiedziec, ze powoli, powoli wracam do zycia. Wracam rowniez do szycia - juz prawie udalo mi sie skonczyc sukienke na lato - prosta, latwiutka do wykonania, tylko, ze to szycie obecnie, to troche ciezka sprawa, przerywane jest co chwila placzem Ignasia nawolujacego szwaczke, by dala cyca, by przewinela, utulila lub na rekach ponosila. Tak wiec szycie mocno utrudnione, ale powoli, powoli idzie suknia ku koncowi. W poniedzialek listonosz ma mi przyniesc sliczny metr polaru dla dzieci - chce chlopcom podobne polarki uszyc. Suknia musi byc do tego czasu na wieszaku, gotowa, czekajaca na lato. A lato ma byc (i raczej bedzie!) sloneczne, cieple, prawdziwe. Mysle o nim duzo i czesto, myslimy wszyscy, marzymy i cieszymy sie coraz odwazniej, coraz smielej, po raz pierwszy dowierzajac prognozom.
środa, 27 lutego 2013
Autor: d o 21:37 0 komentarze
środa, 20 lutego 2013
Sprzedajemy
Wystawiamy dom na sprzedaz. Nie przez agencje. Oj, zeby sie sprzedalo szybko i sprawnie! Bedziemy wtedy wolni zupelnie.
Autor: d o 13:34 0 komentarze
wtorek, 19 lutego 2013
Szczescie
Autor: d o 13:00 2 komentarze
poniedziałek, 18 lutego 2013
***
Autor: d o 21:30 0 komentarze
piątek, 15 lutego 2013
Jeansy sprzed ciazy
Kazda kobieta, ktora ma za soba ciaze, wie co oznacza okreslenie "nakladac jeansy sprzed ciazy"... Wiec ja dzisiaj nalozylam swoje (najszersze, bo najszersze, ale jednak!) jeansy sprzed ciazy! Tralalala!!!
Kilogramow do zrzucenia zostalo jeszcze troche, ale to nic, ciesza mnie te jeansy bardzo.
No i bylismy (my - ja i Ignas) na pierwszym spacerku. Piekne sloneczko mielismy, ciepelko, wiec godzine maszerowalismy po okolicy. Fajnie bylo!
Autor: d o 17:30 1 komentarze
czwartek, 14 lutego 2013
Wspomnien troche
Witam, wyspana, ze az milo i nieprzyzwoicie jak na mame noworodka. Spalam dzis 12 godzin, z dwoma krotkimi pobudkami. Rety, swiat sie zrobil jaskrawokolorowy od tego i nawet slonce wyskoczylo przedpoludniowo. Dziewczyny w szkole, Grzes z Romkiem na plygrupie, Ignas spi - mam cisze w domu. Od jutra ferie tygodniowe, bedzie inaczej, gwarniej. Mialam pisac o porodzie. Bylo czekanie na lozko na izbie przyjec (4 dni nerwowy), potem czekalam na polozna od 14 do 20tej, czekalam na znieczulenie (od 14 do 23ciej), az wreszcie po 11 godzinach od "zakwaterowania" w sali porodowej podlaczyli mi obiecana oksytocyne (o pierwszej w nocy). Sam porod trwal krociutko (jak na porod), bo 4 godziny, bolu, jak juz pisalam, nie czulam prawie wcale (poza godzina, gdy znieczulenie przestawalo dzialac i potrzebny mi byl "top - up"). Najgorsze w tej calej hecy porodowej bylo czekanie, niepewnosc kiedy to sie odbedzie, czy bede miec zzo i same zabiegi okoloporodowe - welflony i dziura w kregoslupie, ktore mnie koszmarnie bolaly. Nie wiem dlaczego, ale te rurki w zylach, to przebijanie, celowanie, wpychanie odczulam jakos strasznie mocno i bolesnie. Pewnie ze zmeczenia, zniecierpliwienia i wykonczenia psychicznego. Doprawdy ciezko zachowac nastawienie bojowe i gotowosc do porodu przez 4 dni wyczekiwania. W kazdym razie jest juz po, w mojej glowie uklada sie to juz w calkiem spojny obraz, przyswajam to do wspomnien, porzadkuje i wyciagam lekcje zyciowe. Najwazniejsza z nich jest to, ze jednak bycie grzecznym i cierpliwym nie zawsze poplaca. Dopiero po powaznej rozmowie z jedna z poloznych zaczeto sie nami zajmowac i w przeciagu kilku godzin znalazlo sie dla mnie miejsce na porodowce. Nikogo nie zjechalismy, ale musielismy przeprowadzic bardzo aserywna rozmowe i przytoczyc argumenty pozaporodowe (miedzy innymi fakt, ze mamy 3 dzieci, ktorymi musimy sie zajac i nie mozemy juz czekac). Poskutkowalo. Pomoglo. A ja juz wiem, ze nie moge byc zawsze oaza spokoju... Ze trzeba czasem (kulturalnie, ale jednak) tupnac noga w swojej sprawie. Mysle rowniez o poloznych, ktore sie mna opiekowaly w trakcie calego pobytu w szpitalu. Ze jestem im wdzieczna, ze robily to sprawnie i z sercem. O tym tez mysle, ze porod to taka kobieca sprawa, ze w pewnej chwili w czasie rodzenia weszly do sali 3 ginekolozki, ze byly tez 2 polozne i ze sama ich obecnosc dodala mi mnostwo sil, optymizmu i takiego niesamowitego wsparcia. Wiedzialam, ze one wiedza co czuje i jak czuje. Jestem wdzieczna losowi, ze nie bylo tam faceta ginekologa. Nie wiem dlaczego, ale jakos by mi to przeszkadzalo. Na dzis to tyle.
Autor: d o 12:37 2 komentarze
wtorek, 12 lutego 2013
IGNACY
Oto Ignas, urodzony w niedziele, 10 lutego, o 5:37 nad ranem.
Naczekalismy sie na niego niemilosiernie, po drodze bylo kilka "przygod", o ktorych pewnie wspomne kiedys, przy okazji opisu porodu, bo chec mam wielka zrzucic z siebie ten ciezar wspomnien zwiazanych z samym rozwiazaniem, ale dzis tylko o nim, o synku, bo na szybko pisze.
Jest cudowny, malutki, mieciutki, pachnacy, delikatniutki i strasznie glosny! Zaraz po urodzeniu rozwrzeszczal sie tak glosno, ze caly szpital postawil na nogi, teraz kazda zmiana pieluchy, to tragedia i krzyk ogromny. Polozne szpitalne twierdzily, ze ma placz starszego niemowlecia, a nie takiego kociaka - noworodka. Mialy racje. O dziwo w nocy nie budzi dzieci. Dzisiejsza, pierwsza noc w domu na 5 w dziesieciopunktowej skali. Do 3 spac nie dal budzac co godzine. Od 3 spal przykladnie. Wlasciwie to spi do teraz, budzac sie jedynie na kupe i jedzenie.
Ja sie czuje wysmienicie. Porod meczacy, ale bezbolesny - epidural to jest to! Po porodzie oczywiscie cialo zaczelo przypominac o sobie, ale porzadny sen i dlugie lezenie pomagaja. W ogole czuje sie szczesliwa, oszolomiona i "zakochana" w Ignasiu. Te pierwsze chwile z dzieckiem w domu sa tak niezapomniane, emocjonujace, spokojne, blogie. Nic, poza spokojem nie liczy sie. Nic nie martwi. Zyje sie w terazniejszosci, takimi prostymi sprawami.
Cale zamieszanie zwiazane z narodzinami juz za nami. Przezylismy to wszystko przy ogromnej pomocy Hani, Macka i ich rodziny. Dziekujemy Wam Kochani za tak ogromna pomoc. Jestesmy Wam wdzieczni za kazda chwile spedzona z naszymi dziecmi i pozostajemy Waszymi dluznikami juz chyba na zawsze...
Dzieci przyjely brata wysmienicie. Emilka troszke rozczarowana, ze on tyle spi. Mama sie z tego cieszy. Romek dumny, ze tez ma brata. Nina uwierzyc nie moze, ze bedzie go mogla nosic na rekach sama (o ile uniesie, bo Ignas wazyl przy porodzie prawie 4 kg, a z godziny na godzine bedzie mu przybywac).
Dzis tylko tyle. Pedze pod koc, spac i wypoczywac. Dziekuje za kciuki!
Autor: d o 15:35 4 komentarze
wtorek, 5 lutego 2013
O jutrze mysle
Jutro wszystko bedzie juz inaczej. Data wyznaczona, nie ma watpliwosci, czekania. Romek juz nie bedzie najmlodszy w naszej rodzinie. Ciesze sie i nie wierze. Ani w to, ze tak sie stanie, ani w to, ze jutro, a juz chyba najciezej jest mi wyobrazic sobie tego malego czlowieczka. Jestem pewna, ze po porodzie nie zmruze oka nawet na chwile i bede sie wpatrywac w to cudo i bedzie do mnie dlugo docierac, ze ON jest, ze juz, ze to nie sen. Dzis rano pogodowa niespodzianka - snieg na kilka godzin. Jutro takich niespodzianek prosze sie robic! Odezwe sie jak nas do domu wypisza, pewnie w piatek, moze sobote? Wszystkich i kazdego z osobna prosze o kciuki jutro.
Autor: d o 21:22 2 komentarze