I poszukiwaly smoka:
Emi poplynela tez z babcia w swoj pierwszy krotki rejs katamaranem do Tynca i z powrotem! Wrocily poznym wieczorem, zmeczone, zadowolone i... niestety bez zdjec dokumentujacych ta babska przygode. Nina w tym czasie czarowala dziadka Jurka pozujac do zdjec w kapeluszu:
A tu juz z ciotka Beatka. Emi zajada sie najpyszniejszymi na swiecie winogronami z babcinych winorosli:
Dziewczyny zaliczyly rowniez wizyte w osiedlowej piaskownicy (w Anglii nie ma nigdzie piaskownic - kiedys mnie to dziwilo, dzis wydaje sie oczywistoscia przy tutejszej deszczowej pogodzie):
I ze dwa razy udalo sie nam wyrwac na Rynek. Tutaj Mama z dodatkowym wozkiem, w ktorym spi malutki Stas (syn Agi):
A poza przyjemnosciami - jak juz wyzej wspomnialam - bylo pakowanie, rozkrecanie, ukladanie, segregowanie, wyrzucanie, skladanie, podnoszenie, wywozenie...
Az nasz dom powoli zaczal wygladac tak:
Dziewczyny mialy radoche, bo nagle "przybylo" metrow, mozna bylo biegac do woli, a gdyby rower byl na skladzie, to i na tor wyscigowy znalazloby sie miejsce!
Tak wiec wrocilismy do domu. Nie zamykajac sobie jednak do konca furtki z napisem "Krakow", ale o tym przy nastepnej wizycie...
0 komentarze:
Prześlij komentarz