![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCSDkRNi8Di6t1X4xD1ShM2V7NEEPtHz9-Y_T9tOyh-08wcZmJ-KYTURbkMGKcAEy2fJpN3ixfiV6-3d0lm_egpgXxyR08bVT3Yma9Yv51w9DU5gOnQm6wW7H3wtVeyzjhV28oRLarvtg/s400/IMG_9677+(Large).JPG)
Wrocilismy. To po pierwsze. Po drugie: zmeczeni szalenie. Po trzecie: szczesliwi! Za nami wielka przygoda, mnostwo niezapomnianych przezyc, widokow zapierajacych dech w piersiach, nowych doswiadczen oraz slonca pod dostatkiem. Zaczelo sie od obietnicy pilota, ktory lamana angielszczyzna obwiescil: " The sky in Granada is clear". A my oczami wyobrazni zobaczylismy to piekne, niebieskie, bezchmurne niebo.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjVlxGCn_1wjzaqcubVECk7k8ps17WTvJBLU5gy6mdsN_y8u-zpINGHtDVp9qmucFQ5095Q2eXmJtx5MbDlaMh3QSOdgSGWcpgjTYfhVHvxvNUUHaepXCY71x4CIKevnL_zkPGapZMfjr8/s400/IMG_9958+(Large).JPG)
Temperatury w czasie calego wyjazdu byly bardzo wysokie. Slonce grzalo na najwyzszym biegu, a my szukalismy bez przerwy cienia. Mimo tego opalilismy sie na mahon (z wyjatkiem dziewczynek rzecz jasna). Hiszpania okazala sie byc szalenie kolorowa. Domy, ulice, kwiaty, ludzie, ziemia - wszystko ma swoj kolor, wyrazisty, czysty, bez polcieni i niedomowien. Jak niebo, to granatowe, jak morze, to lazurowe, jak skaly, to pomaranczowe, jak domy, to snieznobiale. Przyzwyczajeni do szarzyzny angielskiej czulismy sie chwilami jak w wesolym miasteczku. Ludzie - temperamentni. Na ulicach kierowcy komunikuja sie klaksonem. Widac ruch i dynamike nie tylko na drodze, ale rowniez przy niej: "wszystko" sie buduje, rozbudowuje, powieksza, znac, ze zyje. Przyroda oszalamiajaca: wszystko jest wieksze, znacznie wieksze niz tu. Mrowki maja po dwa centymetry, zuczki okolo 5, szyszki w lesie znajdywalismy wielkosci sporego orzecha kokosowego. No i roslinnosc... Moj ulubiony dzial, choc ogrodniczka nie jestem: wszedzie jest mnostwo kaktusow zwisajacych ze zboczy skalnych, rosnacych na najmniejszym kawaleczku ziemi, grubosze na dziko oraz rzecz fantastyczna - fikusy wielkosci drzew. Ogromne fikusy. Te same, ktore z taka cierpliwoscia chodowalam w Polsce w doniczkach i cieszylam sie kazdym nowym listeczkiem, tam po prostu sobie rosna jako drzewa. W centrum miast drzewa mandarynkowe, z najprawdziwszymi, soczystymi, pomaranczowymi owocami, bezczelnie dyndajacymi nad glowami przechodniow. Bananowce bedace niezlym zrodlem cienia na kampingach i terenach dzikich. Oliwki, awokado, brzoskwinie... Wszystkiego pelno i pod dostatkiem. Objadalismy sie najslodszymi owocami pod sloncem, marzac by ich smak wziac ze soba do domu.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiXNIlRsUs2RAOOOe-ji6r-k9K8M2rvY_1RW3N8fMreb7W_CIKb8hzdE3boXZ5TFKzqeyQMIAKJBq2d8haadYSxEM7U80vlC8-oiSo-ZdF16UBZgwBppEeNia4rvdQbqu47qEx2Qb5ayRw/s400/IMG_9578+(Large).JPG)
Przygoda (z niezlym dreszczykiem) rozpoczela sie tuz po wyladowaniu. Okazalo sie, ze auto, ktore wypozyczylismy nie moze przekroczyc granicy. Nasz plan "przelecenia" ekspresem Hiszpanii i dotarcia do Portugalii musial wiec ulec zmianie. Trzeba bylo zorganizowac te 2 tygodnie w Hiszpanii na nowo, na predce, bez przygotowania. Jedno bylo pewne: bedziemy nocowac na dziko. Ruszylismy wiec w strone morza. Tam spedzilismy najwiecej czasu, plazujac, nurkujac i cieszac sie wielka woda. Objechalismy pasmo gorskie Sierra Nevada. I zwiedzilismy Granade wraz z Alhambra. Program wielce okrojony. Pewnie mozna bylo wiecej, ale jak na nasz pierwszy raz pod namiotem, mysle, ze i tak sporo tego bylo.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi70BEm5fVBAg5MBw88Ug7qdMVmXTog6_QlM4yGTUwdE3ZiNo8M0HUT9IKgos8_3f3DrIWc9b-O2Ar4yeOO3DIVfsIiqhjMdoeM3SXItfWKdeyTwkRs4mNK9VZty8Xg-v0auUkngZIVuaU/s400/IMG_0087+(Large).JPG)
Na noclegi szukalismy miejsc dzikich, z dala od ludzi, na terenie plaskim i - co nie bez znaczenia w tym klimacie - ocienionym. Okazalo sie to byc znacznie trudniejsze niz przypuszczalismy: znalezienie miejsc spelniajacych wyzej wymienione kryteria, w centrum turystycznym Costa del sol bylo szalenie karkolomnym zajeciem. Gory natomiast byly... gorami. Bez plaskich polek, na ktorych mozna by ustawic namiot lub wjechac samochodem. Czasem przemierzalismy mnostwo kilometrow w poszukiwaniu plaskiego terenu i nie znajdujac go musielismy zawracac. Gdy wiec udalo sie nam znalezc bezpieczne miejsce na biwak w dzikim gaju oliwnym postanowilismy zabawic tam dluzej.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj6QqYgcR9hfzAX2s047IfD3sQ02tdNbR19cGgzmZ0rbfW07O7O5XUeTgAOB9x-lpBlxbiBp9MJl48l4ddXSXa0_zeCGfYcYoMn7oaBtFH3D7xcxxws6A8qiW7PMRLBmQMTLdIxskGYyCU/s400/IMG_9817+(Large).JPG)
Kolejna nielada trudnoscia okazalo sie zaopatrywanie naszego gospodarstwa w wode. Standardy higieny ulegly hmm... znacznemu obnizeniu - po kilku dniach przestaly przeszkadzac lekkie plamki na dzieciecych bluzeczkach, przykurzone sukienki tez nie stanowily juz takiego problemu. Sprawdzila sie jedna zasada: na wzorzystym widac najmniej. Nastepnym razem biore dzieciom wszystko w kwiatki, plamki, esy - floresy. Staralismy sie kapac dzieci codziennie. Prysznice na plazy (z zimna woda) doskonale sie do tego nadawaly, aczkolwiek mlodsza czesc naszej rodziny ma zapewne odmienne zdanie. Ninie kilka razy upieklo sie i zostala wykapana na obozowisku woda z butli nagrzana promieniami slonecznymi. Ubranka trzeba bylo prac w miare na biezaco. Schly w aucie. Sprawa posilkow okazala sie byc prostsza niz sadzilam: dzieciom jesc sie nie chcialo. Nina jadla co drugi dzien. Glownie owoce. Bardzo duzo pila. Nawet w nocy budzila sie na wielka flache soku. Emilka jadla troche lepiej, ale rowniez raz na dwa dni.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXkoyzQcdhPjtUDqVsl-Mk2IGk75d87gh7f_8pYAlG-YaRTvbWHq9et8YOUGHnsvNfEdBKBa4ZFyKXCRvzAsWhBvvm3FLxs_55E-8HCjIDDOFNAfRF7xw2OLlFNp7aQnXlm0IOudrKZn8/s400/IMG_9829+(Large).JPG)
Nasze obawy zwiazane z robactwem okazaly sie byc jedynie obawami. Mimo poszukiwan nie udalo sie nam zobaczyc ani jednego, nedznego skorpiona. Strasza biednych turystow w przewodnikach. Wierzyc juz nie bede.
Po krotce to tyle (jutro napisze jeszcze slow kilka o tym, jak sie mialy na wyjezdzie dziewczynki).
Najwiecej widac na zdjeciach, do ktorych link jest tutaj:
http://picasaweb.google.com/demendecka/HiszpaniaNaDzikoA teraz marzymy o kolejnej wyprawie, planujemy odwazniej madrzejsi o doswiadczenia tego lipca.