Ale wywinęłam kozła!
środa, 28 grudnia 2016
poniedziałek, 26 grudnia 2016
czwartek, 22 grudnia 2016
Świąteczne stroje
Dzieci na co dzień muszą nosić "szkolne" kolory - szary, czarny, granatowy oraz inne ciemne odcienie. Skutkuje to między innymi tym, że wyglądają jakoś tak poważnie, smutno. Szczególnie teraz, w zimie, gdy każdy ma twarz przemęczoną, oczy podkrążone...
Zamarzyło mi się zobaczyć moje dziewczyny w kolorach, błyszczące, olśniewające. I zobaczyć je w spódnicach. Tak na wesoło, trochę inaczej, odświętnie, w sam raz bożonarodzeniowo. Kupiłam kilka metrów materiału, poświęciłam dwa wieczory i oto efekt. Błyszczące spódnice na podszewce dla nich i dla mnie, do tego bawełniane bluzeczki z tukanem, a dla mnie czarna koszulka z tiulową wstawką.
Dla chłopaków też coś uszyłam, spodnie w wymarzonym wzorze "wojskowym":
Trochę żałuję, że tak mało tego materiału kupiłam, bo też mam chrapkę na sukienkę, koszulkę, getry, albo chociaż spódnicę w te ciapki.
Od jutra ferie, przypuszczam, że czasu będę mieć jak na lekarstwo.
Autor: d o 15:41 0 komentarze
środa, 21 grudnia 2016
PRIMA MATERIA
Prima Materia to moja - powstająca jeszcze - kolekcja obrazów. Jak na dzień dzisiejszy składa się z 11 płócien. Będzie jeszcze kilka, może nawet 20. Zrobiłam film promujący prace. Znajdzie się on ma mojej stronce internetowej, nad która wieczorami "ślęczę". Wszystko jest jeszcze rozgrzebane, ale mogę chyba ogłosić, że bliżej niż dalej końca prac i przyszły rok zaczynam z przytupem!
Autor: d o 18:09 0 komentarze
Pierniczkowy wieczór
"Samo" się skleiło, nawet mi się podoba, więc wklejam tutaj. Kilka dni temu to było.
Autor: d o 11:00 0 komentarze
sobota, 17 grudnia 2016
Przedświąteczna gonitwa nie dla mnie
Przed świętami staram się wypocząć. W przedwigilijnym tygodniu umówiłam się do fryzjera i do dentysty. Pewnie kupię sobie jakiś ciuch na wyjście do rodziny, częściej nałożę maseczkę na twarz i paznokcie pomaluję. Nie haruję. Mam w nosie. Teraz właśnie więcej czasu spędzam z dziećmi na zabawach. Pieczemy pierniczki i babeczki, dekorujemy je i zaraz zjadamy.
Dziś byliśmy na kolejnych warsztatach dla dzieci, organizowanych tym razem przez Muzeum Narodowe. Był "mini- wykład" o świętach wysłuchany w towarzystwie piętnastowiecznych ikon, były zajęcia plastyczne w piwnicach pałacu biskupa Ciołka.
Potem przeszliśmy się po Rynku, wstąpiliśmy na pizzę. A w domu oglądnęliśmy "Opowieść wigilijną".
Od wielu lat obserwuję pęd świąteczny. Nic w tym odkrywczego i niezwykłego. Inni pewnie też obserwują. Ale ja stanowczo odmawiam brania udziału w tej błazenadzie. Pełne sklepy ludzi, zdenerwowanie, kolejki, przepychanki, klaksony, no słowem wszystko czego nie cierpię i unikam w życiu.
Robię teraz na odwrót: zwalniam, lenie się, kontempluję, staję i myślę, wspominam, planuję, marzę. Robię to wszystko, żeby nie zwariować, żeby nie poddawać się, żeby ktoś (chyba społeczeństwo mam na myśli) nie dyktował mi co mam teraz robić. Wycofuję się z tego pędu szczurzego. Nie zawsze tak było oczywiście, dojrzałam do tego, odwagi z biegiem lat nabrałam, poczułam, że świętowanie polegające na harowaniu i konsumpcyjnym szale nie podoba mi się. Bez 100 potraw na wigilijnym stole da się żyć, karp nikomu nie smakuje, brudnych okien nie widać po ciemku, prezenty nie służą zaspokajaniu ukrytych, wielkich marzeń. Najważniejsza jest atmosfera, która tworzy wypoczęta i zrelaksowana rodzina. I o to teraz dbam najbardziej.
Autor: d o 20:16 0 komentarze
Subskrybuj:
Posty (Atom)