sobota, 16 stycznia 2016

Zima

Moja osobista rozgrywka z piecem węglowym trwa w najlepsze. Jest wymagający jak niemowlę, kapryśny jak dwulatek, niestały jak nastolatek. Drewno za mokre,  węgiel przygasza,  koks zamula. Biegam do niego co pół godziny,  doglądam, dosypuję, mieszam.  Miał litość wreszcie przed wieczorem, jest żar,  powinno być ciepło przez kilka godzin nocnych.
Myślałam, że się ta sobota nie skończy.  Dom pełen ludzi, gości opieszałych w zbieraniu się do wyjścia.  Ignacy nie chciał usnąć. Reszta grymasiła, darła się,  Romek popłakiwał za tatą. Po raz pierwszy od rana siedzę na sofie. W uszach piszczy cisza. Słyszę własne myśli - to dobrze, znak, że jeszcze żyję.

0 komentarze:

Współtwórcy