niedziela, 28 września 2014

Warstat i jego zapach


Nie wiem dlaczego, ale moj dziadek (Grzesiak) mawial zawsze "warstat". Zupelnie jakby to "sz" bylo za trudne do wymowienia. Mawial tez "dziecka" zamiast dzieci ("niech se dziecka naloza pantofle").
Uwielbiam warstaty. A juz najobledniejszy, najbardziej fantastyczny, hipnotyzujacy jest ZAPACH WARSZTATU: smar, benzyna, kurz, drewno, metal, farby, sznurek, stare szmaty podgrzane sloncem daja najbardziej odjechany zapach swiata. I bardziej niz won pierogow, rosolkow, pierniczkow i innych kulinarnych zapachow przywodza mi na mysl dziecinstwo. Mysle, ze zapach warsztatu oraz slonce to moje dwa najmocniejsze skojarzenia z dziecinstwem.
Grzes zrobil nam warsztat, to znaczy mebelki do warsztatu. On i dzieciaki (chlopaki chyba glownie?) lubia tam pracowac. Ja lubie tam przebywac i wachac dziecinstwo. Swoje.










A propos pierogow: zrobilam dzis pierwsze od narodzin Ignasia domowe pierogi. Chyba moge powoli powiedziec, ze zaczynam sie odgrzebywac z gruzow. No bo jak sie ma czas, by miec oblepione rece ciastem przez 30 minut i nie trzeba w ciagu tych 30 minut brac dziecka na rece ani razu, to chyba znaczy, ze sie powoli czlowiek do cywilizacji zbliza :-)

0 komentarze:

Współtwórcy