niedziela, 4 maja 2014

Tobolow w Gorcach zdobyty

Nogi po dlugim weekendzie bola tak, ze pisac sie nie chce, choc wcale stopami w klawiature nie stukam. Rece, niezaangazowane we wspinaczke tez bola, nie wiedziec czemu. Grzeska dodatkowo plecy od noszenia Ignasia w nosidle. Duzosmy sie nachodzili, 2 razy Gorce, raz (dodajmy odziezowo nieudany) gora Chelm. W planach odleglych bylo nocowanie w gorach w namiocie, ale pogoda wyjatkowo nie dopisala - bylo nie dosc, ze deszczowo, to na dodatek zimno. Ale poza pogoda wszystko dopisalo wysmienicie - lazenie po gorach, nawet z obciaznikami (w postaci malucha na plecach i rekach) przypadlo nam do gustu i teraz czas by weszlo w krew (a raczej w biedne miesnie nog). 
 
 






Ogladamy widoki z gory, a jak sie wkrotce okaze, rowniez pioruny!



Zerwala sie burza i wielka ulewa, ktora przemoczyla nas.




Wracalismy w strugach deszczu, slizgajac sie po blocie.


Niektorzy usneli ukolysani burczeniem silnika:


A tu juz nagly zwrot w akcji.


Nasz, niemalze ukonczony trawnik, gdzieniegdzie sie ZIELENI PRAWDZIWIE, w innych miejscach brazowi wygladzona ziemia. Ilez to bylo ton ziemi do przeniesienia, wygladzenia, odchwaszczenia? Boze, dzieki, ze to juz za nami.



Pierwsza niesmiala trawka oraz malenkie azalie i rododendrony. Zrobilismy tez wspolnymi silami pole truskawkowe, ale fotki nie mam.
(Ps. Przed chwila dowiedzialam sie, ze truskawki stworzyl czlowiek mieszajac 2 odmiany poziomek...)


A czy ja kiedys wspominalam, ze moim ulubionym sklepem z zabawkami jest decathlon? No najukochanszym i najulubienszym - nawet nie kupowanie, a ogladanie podnosi poziom endorfin.


0 komentarze:

Współtwórcy