poniedziałek, 17 czerwca 2013

Pierwszy wieczor w Anglii itp

 
Skoro wyjezdzamy, to bardzo wyraznie wracaja do mnie wspomnienia z samych poczatkow emigracji. Reszta cala, ktora nastapila potem, rozmywa sie w codziennosci, przyzwyczajeniu, rutynie. Ale te pierwsze chwile tutaj, od ktorych sie to wszystko zaczelo, staja mi teraz przed oczami wyraznie. Niewiele jest takich momentow w zyciu, w ktorych jeden etap zamyka sie i zaczyna nowy tak jednoznacznie: wczoraj byles w Polsce, od dzis jestem emigrantem. Zazwyczaj te okresy nachodza na siebie, a zmiany sa ewolucyjne. A przez to pewnie latwiej przyswajalne. Z wyjazdem jest inaczej. Kilka chwil spedzonych w podrozy i caly dotychczasowy swiat umiera. Nastaje nowy. Nowe zycie. Tak sie stalo 7 i pol roku temu. Ponizej 2 zdjecia z naszego pierwszego wieczoru w Sheffield. Po dlugiej podrozy (na lotnisku spedzilismy 5 godzin czekajac az odmroza nasz samolot) odpoczywalismy siedzac na podlodze. Emilka (tak, tak ten bobas to Ema!) wyspala sie w czasie lotu i jak to zwykle w przypadku dzieci bywa, miala najwiecej z nas wszystkich sil i wigoru do zabawy. 
 


A tu tez zdjecie ze stycznia 2006, Emilka, wtedy jeszcze nasze jedyne dziecko:


No i pierwszy spacer. W Endcliff'ie. Bo gdzie indziej? Wcale nie bylo zimno. Mam na sobie kozuch (!!!) i  kozaki, bo po pierwsze bardzo marzlam tutaj na poczatku (wilgoc, wilgoc, wilgoc wszedzie), a po drugie, bylo to moje jedyne wierzchnie okrycie, jakie wzielam z Polski (bo przeciez zima, wiec wszedzie MUSI byc snieg, mroz itp).


A tu Emilka na tle naszego pierwszego mieszkania (z ktorego zreszta wykurzyly nas 2 przeurocze Angielki piszac regularnie donosy i nachodzac nas co kilka dni...)

 
I pamietam z poczatkow emigracji jeszcze jedno mocne uczucie: wszystko bylo takie ciekawe, nowe, inne. Teraz wszystko jest takie znane, przewidywalne, wiadome i (niestety) nudne.
 



Aczkolwiek dominujacym uczuciem bylo osamotnienie i poczucie wyobcowania. Niektorym z nas, mocno dalo sie ono we znaki:

 
Tak, czy siak, wracamy. Bylo jedno dziecko, teraz jest ich tyle: 
 
 

Nie zmienilo sie jedno: wyjezdzalismy z Polski majac male dziecko i wracamy tam rowniez z maluszkiem na rekach. Takie symboliczne kolo.

1 komentarze:

deKrzychu pisze...

toi, toi, toi!

Współtwórcy